mężczyzna z dzieckiem siedzą na schodach

„Brzdąc" (1921), reż. Charles Chaplin - sceny usunięte

„Brzdąc" (1921), reż. Charles Chaplin - sceny usunięte

 

16 grudnia wygłosiłem prelekcję w ramach świątecznego pokazu Klub Filmowy Ambasada. Dotyczyła ona filmu „Brzdąc", której tekst znajdziecie tutaj: Brzdąc (1921) – tekst prelekcji z 16 grudnia 2018 W jej trakcie powiedziałem, że w latach '70 Chaplin przemontował wiele swoich filmów w tym i „Brzdąca".

W końcu Luba znalazła czas na zmontowanie filmu z wyciętymi scenami. Enjoy!

Sceny te mocno (może za wyjątkiem pierwszej z nich) zmieniają wydźwięk filmu, na jeszcze bardziej dramatyczny. Dlatego też Chaplin skrócił go o prawie 15 minut, czyniąc go bardziej komediowym niż w oryginale.

Oryginalną wersję, w całości można obejrzeć z polskimi napisami tutaj: https://archive.org/details/Brzdac1921


mężczyzna z dzieckiem siedzą na schodach

Brzdąc (1921) - tekst prelekcji z 16 grudnia 2018

Brzdąc (1921) - tekst prelekcji z 16 grudnia 2018

mężczyzna z dzieckiem siedzą na schodachPoniższy tekst jest tym, który wygłosiłem w trakcie prelekcji 16 grudnia w ramach Klub Filmowy Ambasada w katowickim Kinie Kosmos. Uzupełniłem go o kilka informacji, na które zabrakło czasu lub wypadły mi z głowy w trakcie.

Przede wszystkim bardzo mnie ucieszył widok tylu widzów. Podoba mi się, że wielu ludzi nieme kino burleski wciąż intryguje i daje nadzieje, na przyjemnie spędzony czas w trakcie seansu. Tym bardziej, iż doszły mnie słuchy, że dla kilku osób był to pierwszy kontakt nie tylko z filmem Chaplina, ale kinem niemym w ogóle.

  • Spotkaliśmy się tutaj prawie rok po seansie „Generała" w reżyserii innego króla komedii slapstickowej – Bustera Keatona. Natalia Gruenpeter mówiła wtedy podczas prelekcji, że Keaton był tą osobą, która na świat reagowała dostosowaniem się do niego. Jak powiedział badacz kina Mathieu Bouvier „był ciałem rzuconym w świat i przerzucanym z kąta w kąt”. Chaplin byłby tym, który by go tam raz za razem wrzucał. Doskonale to widać w słynnej scenie wspólnego wykonania utworu w „Światłach rampy". Calvero, grany przez Chaplina zaczyna nagle przyspieszać grę na skrzypcach. Postać Keatona, która gra z kolei na pianinie, próbuje się dostosować, co skutkuje rozsypaniem nut i „małą katastrofą”.
  •  Okoliczności powstania „Brzdąca"
    - „Brzdąc" był jednym z ostatnich filmów wyreżyserowanych dla wytwórni First National (łącznie zrobił dziewięć filmów, po „Brzdącu” były jeszcze „Nieroby”, „Pielgrzym”, „Dzień wypłaty”). Tworzony był pod ogromną presją czasu (co wywołało chwilowy kryzys twórczy u reżysera), ze względu na to że w międzyczasie wespół z Mary Pickford, Douglasem Fairbanksem, Davidem Griffithem w styczniu 1919 roku założyli wytwórnię filmową United Artists, przewidując, że wielkie molochy będą forsować niekorzystne dla twórców warunki.
    - był to pierwszy pełnometrażowy film w reżyserii Chaplina a zarazem jeden z pierwszych pełnometrażowych filmów burleskowych w kina w ogóle. Komedie pełnometrażowe były już kręcone wcześniej, jak chociażby „Erotikon" Mauritza Stillera z 1920 roku. Natomiast twórcy komedii slapstickowych mieli problem, by taką poetykę „rozciągnąć" do długiego metrażu. Konieczność umotywowania kolejnych gagów wymuszała obudowanie ich fabułą, co dotychczas nie zawsze w burleskach było konieczne. Pełny metraż, który w innych gatunkach, był już od dawna standardem, dla twórców komedii slapstickowych wciąż był problematyczny. W przypadku „Brzdąca", coś co początkowo miało być krótkim metrażem, zaczęło się rozrastać do pełnego, czego Chaplin nie przewidział. Budżet filmu wyniósł 0,5 mln $. Zażądał od First National 1,5 mln $ za odsprzedanie praw. Przedstawiciele wytwórni zgodzili się dopiero po postawieniu ultimatum - „albo dajecie 1,5mln zielonych, albo nie dostaniecie filmu w ogóle".
    - w obliczu pogarszającego się stanu zdrowia psychicznego matki Chaplina, jego przybrany brat Sydney, podjął próbę sprowadzenia jej do Stanów. Chaplin się nie zgodził, bo wiedział, że będzie to zbyt traumatyczne dla niego spotkanie. Do czasu ukończenia „Brzdąca" mieszkała w nadmorskim kurorcie w Anglii.
    - 10 lipca 1919 - umiera Norman Spencer, syn Chaplina, urodzony jako kaleka 7 lipca. Bardzo to załamało reżysera, ale już miesiąc później rozpoczął przesłuchania do tytułowej roli.
    - Chaplin rozwodził się z Mildred Harris, której długi język wykorzystywała prasa w celu zdobycia „sensacyjnych” materiałów do artykułów, które później wykorzystywali prawnicy Harris przy kolejnych próbach wyciągnięcia z Chaplina jak największej ilości pieniędzy na ugodę,
  • O filmie „Brzdąc"
    - Marcel Martin w swojej monografii o Chaplinie napisał, że około 1930 roku aktor miał powiedzieć do Eisensteina, że gardzi dziećmi. Natomiast David Robinson w najlepszej biografii mistrza burleski (wydanej również w naszym kraju pod tytułem „Chaplin. Jego życie i sztuka" (wyd. PIW Wa-wa 1995) napisał, że według słów matki Jackiego Coogana, (tytułowy Brzdąc) Chaplin urywał się z planu razem z jej synem na całe godziny, żeby się z nim bawić. „Ludziom w wytwórni trudno było oprzeć się wrażeniu, że Jackie zastąpił mu zmarłego synka” - dodaje Robinson. Dlaczego o tym mówię? Biografia Chaplina, szczególnie mając dzisiejszą wiedzę o nim, obfituje w masę sprzeczności. Na przykład Robinson w swojej książce umieścił bardzo rozbudowane drzewo genealogiczne rodu Chaplinów. Tymczasem jak się okazało dwanaście lat temu, Chaplin mógł celowo ukryć fakt, że urodził się w obozie cygańskim. Jeżeli okazałoby się to prawdą, spora część tego rodowodu może być nieprawdziwa. Chaplin aniołem w życiu prywatnym nie był na pewno, ale kiedy czytam w kolejnym artykule znaną plotkę (powieloną całkiem na poważnie), że aktor miał rzekomo ponad dwa tysiące kochanek, to wzbiera się we mnie pusty śmiech.*
    - jak prawie każdy film Chaplina zawiera w sobie wątki autobiograficzne, lub nawiązania do osobistych przeżyć – poddasze (tzw. mansarda) zostało w filmie bardzo dokładnie odtworzone na wzór tej, w której Chaplin żył w dzieciństwie. Również słynna już scena rozstania faktycznie miała miejsce w życiu reżysera, ale wtedy Brzdącem był ośmioletni Chaplin, którego wyrwano z rąk jego matki, by następnie trafić do przytułku.
Na archive.org „Brzdąc" dostępny jest z polskimi napisami! <3

- znany francuski badacz kina, Jean-Pierre Coursodon powiedział, że gdyby usunąć z burleski gagi, zostanie czysty dramat. Doskonale oddaje to filmowy charakter „Brzdąca". Dr hab. Iwona Sowińska w „Historii kina niemego", wydawnictwa Universitasu, pisze o „Brzdącu" jako "burleskodramacie", ja z kolei traktuję go jako "dramatokomedię". Jakkolwiek byśmy ten film nie określili, nie sposób zaprzeczyć, że nie jest to typowy film w dorobku Chaplina. Natomiast jak się później okazało wymieszanie dwóch poetyk: melodramatu i slapsticku było receptą na pierwszy ogromny sukces kasowy mistrza slapsticku.
- znajduje się w filmie sekwencja snu, która intryguje badaczy kina od dawna. Zarzucano jej oderwanie stylistyczne od reszty filmu i nadmierny patos. Tymczasem jest to Kraina Snów widziana oczami człowieka urodzonego w biedzie i z elementów świata biedoty ta kraina jest ukształtowana. Moim zdaniem zdaniem jest to jedna z najbardziej uroczych wizji raju jakie widziałem w kinie. Jednocześnie ta sekwencja jest interesująca pod kątem tego jakie miała przełożenie na życie reżysera „Brzdąca". Otóż Lilita Murray (później Lita Murray, istnieją niepotwierdzone plotki, że była prawdopodobną inspiracją dla Nabokova dla stworzenia Lolity), która w filmie gra wodzącą na pokuszenie anielicę, 4 lata później w wieku 16 lat została żoną Chaplina. Wystąpiła z nim jeszcze w „Gorączce złota”.

  • „Brzdąc" a wizerunek dzieci w kinie niemym
    - nie jest niczym niezwykłym, że dziecko pojawiło się na ekranie w tamtym czasie. Już francuska wytwórnia Gaumont wydała serię około kilkudziesięciu filmów z chłopcem o imieniu Bout de Zan, postać granym przez René Poyen'a odkąd miał 4 lata.
    - po premierze „Brzdąca" Jackie Coogan został wielką dziecięcą gwiazdą kina. Co również nie było pierwszym takim przypadkiem w historii kina (chociaż zostawały nimi głównie dziewczynki). Dla przykładu inne dziecięce gwiazdy: Gladys Houlette, Helen Badgley, oraz jedna z największych gwiazd kina niemego, debiutująca na ekranie w wieku 3 lat, kończąca w tym roku 100 lat – Baby Peggy.
    To co wyróżnia „Brzdąca" na tle innych filmów z dziecięcymi aktorami w rolach głównych, to fakt, że ramię w ramię Jackie Coogan gra tutaj u boku dorosłego aktora, co nie jest częste w kinie.
  • Chaplin a kwestia japońska - co zaskakujące chaplinowska estetyka doskonale przyjęła się w Kraju Kwitnącej Wiśni.
    – wzajemne przenikanie się cierpienia i szczęścia, smutku i radości doskonale trafiło w serca Japończyków. Innym powodem było inspirowanie się przez Chaplina teatrem kabuki, co bardzo imponowało Japończykom. Jego filmy były adaptowane w formie teatru kabuki.
    - Sadao Yamanaka otwarcie czerpał z dorobku Chaplina. Jego film „The milion ryo pot".
  • Podsumowanie – „Brzdąc” pozostaje jednym z niewielu przykładów filmu, w którym dziecko partnerując dorosłemu w grze aktorskiej nie tylko dotrzymuje mu kroku, ale w niektórych momentach kradnie całą uwagę. Jednocześnie jest najbardziej wzruszającym filmem slapstickowym w historii, którego koncept wykorzystał w „Niesfornej Zuzi” John Hughes jeden z ulubionych reżyserów naszej byłej koordynatorki Patrycja Mucha , która zaangażowała mnie do Ambasady i przez ostatnie dwa lata miałem przyjemność dyskutować z Klubowiczami w charakterze członka ekipy Ambasady. Tymczasem w drugą rocznicę mojego dołączenia do tego klubu odchodzę a wszystkie wspólne chwile (w tym żenujące kartki z kalendarza i reakcje widzów) zachowam głęboko w sercu i będę wspominał jako jedne z najprzyjemniejszych w moim życiu kinomana. Do zobaczenia w Kosmosie na kolejnych seansach!

*  Muszę w tym miejscu dodać swój przypis. Piszę to w 16 grudnia, 2022 roku, Dokładnie cztery lata po wygłoszeniu powyższej prelekcji. Po tylu latach muszę się zdobyć na refleksję. Chaplin był człowiekiem pełnym sprzeczności. Z jednej strony wielkie humanista, a z drugiej tyran, który bez oporów manipulował młodymi dziewczynami i kobietami u progu dorosłości, z które nierzadko porzucał a czasem brał z nimi ślub. Szczególnie oburzająca jest historia Lity Grey, którą prasa zniszczyła, za bycie rzekomo roszczeniową i rozpuszczoną, która dybała na Wielkiego Komika, gdy tymczasem chciała by zainteresował się jej  losem i ich wspólnego dziecka. Powyższych słów nie usuwam, niech będą znakiem tego jak wiele się może zmienić w głowie kinofila na przestrzeni lat. Wtedy nie przyjmowałem do wiadomości, że człowiek, który był jedną z osób które ukształtowały moją wrażliwość i miłość do kina, może być tak okrutny. moje obecne spojrzenie na jego postać jest dalekie od tego co myślałem o nim te cztery lata temu.

mężczyzna siedzi pomiędzy skórą z tygrysa a rysia

Weekendowe tipy baletowe. Część trzecia

Weekendowe tipy baletowe. Część trzecia

Weekendowe tipy baletowe.

Halloween. Czyli imprezy. Czyli noc. Czyli nocne powroty z imprez. I walka ze światem.

Prawdziwy horror to walka z wypchanymi tygrysami, z uciekającą klamką drzwi taksówki, walka z wieszakiem... Znacie to? No może poza wypchanym tygrysem, ale generalnie... znacie, prawda?

"Znamy, znamy panie Klatek." - słyszę jak odpowiadacie.

No to obejrzyjcie „One A.M." (polski tytuł "Późny powrót Charliego")

#toomnie #toowas #toonas

Charlie przez nieco ponad 20 minut próbuje trafić do łóżka o tytułowej godzinie. Napotyka na krwiożercze zwierzęta, uciekające drinki, mordercze wahadło zegara...

Jak pisze Paweł Mościcki w „Chaplin. Przewidywanie teraźniejszości":

"Niezdarne ciała burleski są więc zawsze uchwycone w momentach, w których za wszelką cenę próbują zachować równowagę, brną w czynności, które mają je uchronić przed niezdarnością, i właśnie dlatego nieustannie ponoszą porażki, wywołując salwy śmiechu." - co prawda, nie jest to burleska w pigułce, ale po przeczytanie tego zdania, większość z nas czuje o co chodzi w tych upadkach, potknięciach, zwisaniu na wskazówce tarczy zegarowej na wieży ratusza, itp, itd.

Ostatecznie zawsze najlepszym, najwygodniejszym, najcieplejszym, najnajszym miejscem do spoczynku po dobrych baletach nie jest łóżko a wanna. Ten film to taki % w pigułce, samo życie.

Polecam wyłączyć muzykę z filmu i włączyć to: https://www.youtube.com/watch?v=YjAY9B07tg8 - on replay; od razu zmieni się percepcja, niby slapstick a jednak nie.... muahahaha.

Motyw alkoholowego rauszu u Chaplina przewija się często w jego filmografii. Mój ulubiony przykład to „The Cure" („Charlie na kuracji"), w którym w wyniku próby przestrzegania regulaminu sanatorium, dochodzi do solidarnej libacji procentowej. A Charlie przez przypadek zostaje jedynym trzeźwym w ośrodku. To też o nas.

Ciekawostka: „One A.M." to pierwszy film, w którym (nie licząc taksówkarza z początku) Chaplin występuje sam.

SRC: archive.org


jeden mężczyzna pastuje drugiemu buty jak szalony

Weekendowe tipy baletowe. Część druga

Weekendowe tipy baletowe. Część druga

Weekendowe tipy baletowe.

Kiedy już macie już doszlifowany swój repertuar taneczno-gagowy, to ciągle osiągnęliście połowę sukcesu. Potrzeba Wam wejścia z pierdolnięciem. Jak?
W stylu Maxa Lindera.
Pozwólcie, że skopiuję w całości krótką notkę z Kuriera Warszawskiego, z 1914 roku, który jest komentarzem odnośnie do tego występu (zwróćcie uwagę na tę przecudownej urody polszczyznę przedwojenną):

„Maks Linder w Warszawie.
Bohater kinematografu, najpopularniejszy artysta na ekranie, znany i oklaskiwany komik, Maks Linder przybył do Warszawy.
Odwiedził naszą redakcję wczoraj i opowiadał o swoich występach gościnnych w różnych miastach, skarżyl się przytem na impresariów, że go w pole wyprowadzają i zarywają.
W Filharmonji zjawił się drogą napowietrzna.
Na estradę spadł z nieba, z balonu, dokąd się dostał po długiej, oczywiście, kinematograficznej podróży po lasach, polach i górach. Spotykały go różne przygody i awantury, zanim zdołal dostać sie do balonu – nadlecieć do Warszawy, zatrzymać się nad Filharmonja i spasc na estrade.
Sala była, oczywiście, zapełniona po brzegi. Wszyscy “kinematografiści" chcieli zobaczyć żywego “Maksa".
Stanął przed tłumem, powiedział: “panowie i panie, przepraszam za spóźnienie”, i za tę trochę z francuska brzmiaca polszczyznę zebrał moc oklasków.
A potem zagrał komedyjkę, w której zakochal się w ślicznej męża teczce, odtańczył z nia. — świetnie — Tango, za co otrzymał „lanie" od męża, a oklaski od widzów.
Typowy komik kabaretowy, ale pełny werwy. Artysta to raczej cyrkowy, niz sceniczny, ale trafiajacy do mas — ztąd popularność międzynarodowego ulubieńca kinematografu.

Showman pełną gębą!
Nie udało mi się dotrzeć do filmu który mieli okazję oglądać Warszawiacy ponad sto lat temu („Max krąży po świecie" - jego zakończenie różniło się w zależności od kraju, w którym występował). Znalazłem za to inną ciekawostkę filmową. „Un idiot qui se croit" (1914), którego realizacja, dzięki zbiegowi okoliczności, umożliwiła zainstalowanie firmie Conica swojej kamery na planie i w postprodukcji wykonanie 90 sekund w wersji 3D. Powyżej wrzucam pełną wersję filmu, a poniżej możecie zerknąć na tę "nowoczesną". Obie są dostępne w domenie publicznej na archive.org


czarno biały kadr z filmu z mężczyzną w bardzo długich butach

Weekendowe tipy baletowe. Część pierwsza

Weekendowe tipy baletowe. Część pierwsza

Tydzień temu mieliśmy wstęp do poradnika "Jak zostać gwiazdą piąteczku?", przy okazji #weekendzturpinem a w ten weekend postaram się Wam podrzucić kilka wskazówek jak szlifować swoje celebryckie emploi baletowe.

Kojarzycie teledysk „Smooth Criminal" z Michaelem Jacksonem, w którym MJ razem ze swoją świtą wykonują „anti-gravity lean", który polegał na ostrym pochyle sztywnego ciała do przodu bez odrywania stóp? W trakcie realizacji klipu użyto przezroczystych linek podtrzymujących tancerzy, których finalnie nie było widać w telewizji, ale z oczywistych przyczyn na koncertach taka sztuczka byłaby niewykonalna. Potrzeba matka wynalazków - tak mówią. Michael opatentował, więc specjalne buty, które miały ścięte pod odpowiednim kątem obcasy co umożliwiło wykonanie skłonu.
Otóż MJ nie był pierwszy, który wpadł na ten pomysł*. Ten sam efekt, ale w stylu bardziej komicznym uzyskał w swoim popisowym numerze Harry Relph, znany bardziej pod pseudonimem artystycznym Little Tich.
Bardzo długo Little Tich opierał swoje music-hallowe emploi na efekcie komicznym wynikającym z jego fizyczności (mierzył 137 cm wzrostu) w rolach blackfaces. Ten niechlubny, z naszego punktu widzenia motyw w kulturze (nie tylko w kinie) polegał z grubsza na malowaniu twarzy białych aktorów na czarno z pominięciem szerokiego pasa wokół ust (w przyszłości chciałbym o tym napisać nieco więcej, bo odnoszę wrażenie, że społeczeństwo/świat/whateva wyparło ten fakt ze swojej zbiorowej świadomości). Po zakontraktowaniu swoich występów w Ameryce, obawiał się jak amerykańska społeczność przyjmie go bez makijażu (połączenie angielskiego akcentu, którego komik akurat nie naśladował w swoich występach i czarnego makijażu mogłoby nie zostać dobrze przyjęte przez tamtejszą publiczność - tak uznał producent jego występów). Jak się okazało całkowicie bezpodstawnie. W międzyczasie udoskonalił swój numer "Big-Foot Dance" poprzez zwiększenie rozmiaru butów z 25 do 71 cm. I tę długość możecie zaobserwować w filmie poniżej.
Uważam, że wykonując taniec "Wielkiej stopy" w Waszych remizach, wskrzeszycie lokalnie ducha burleski, rozszerzając swój warsztat o kolejny popisowy numer. Wchodzenie po prostu głównymi drzwiami do klubu mija się z celem - wszyscy pomyślą, że uciekliście z cyrku (phi, ignoranci! od cyrku do slapsticku wcale nie tak daleko). Najlepiej zrobić to z przytupem! jak? O tym już jutro!
A tymczasem miłego seansu „Little tich et ses Big Boots" z 1900 roku!

Film jest dostępny w domenie publicznej na archive.org

*uwaga na marginesie: podobnie było z "moonwalkiem", czyli charakterystycznym chodem do tyłu z efektem "płynięcia", który Jackson wykonał pierwszy raz podczas gali 25-lecia Motown w 1983 roku. W swojej autobiografii napisał, że tuż przed występem strasznie się denerwował, bo jego układ był niedopracowany. W trakcie improwizacji, pod wpływem impulsu wykonał słynny już teraz "krok księżycowy" z obrotem i stanięciem na palcach. O ile mi wiadomo nigdy nie zaprzeczył, że jest autorem tego kroku tanecznego. A wcześniej wykonywali go choćby Cab Calloway i James Brown. Oczywiście, w przypadku pochyłu grawitacyjnego już tak być nie musiało, ale sam moonwalk był już dość popularny, więc nie ma szans, żeby MJ o nim nie wiedział.


Weekend z Benem Turpinem. Bonusowa notka.

Weekend z Benem Turpinem. Bonusowa notka

plansza tekstowa z filmu niemego zestawiona z artykułem z gazetyAnglojęzyczny archaizm na dziś:

1. shanghaiing - rodzaj przymusowego wcielenia do pracy jako marynarz od XVII do początku XX wieku; podobno jednym ze sposobów było utworzenie w alejkach za sierocińcami i knajpami, znajdowały się „drzwi-pułapki", które były obserwowane przez porywaczy i otwierane w momencie kiedyś jakiś pijak lub błąkające się dziecko przez nie weszli.[1] Teorii o „drzwiach-pułapkach" nie udało mi się potwierdzić, ale szanghaizm sam w sobie jest potwierdzonym historycznie procederem, który co prawda prawnie został zakazany w 1915 roku [2], ale praktykowany jest ciągle np. w Tajlandii [3].

2. shanghai somebody - ukraść, porwać, nakłonić do czegoś za pomocą oszustwa; etymologia jest dość zagmatwana: sądzi się, że pochodzi od ksywy słynnego porywacza Jamesa "Shanghai" Kelly'ego [4], lub od nazwy tuneli, w których miano rzekomo przetrzymywać w specjalnie zaprojektowanych celach porwanych, którzy mieli być potem wysyłani do niewolniczej pracy na morzu, najczęściej do Shanghaju [5].

Kadr z prawej strony pochodzi z filmu „Shriek of Arabia" [6], będącego parodią filmu z Rudolfem Valentino o podobnym tytule. Tytułową rolę zagrał Ben Turpin i to on wypowiada kwestię z planszy.

Plakat protestacyjny z lewej strony znalazłem na [5], ale niestety nie znalazłem informacji, z którego roku pochodzi. Podejrzewam, że powstał niewiele lat przed zniesieniem wydaniem ustawy zakazującej szanghaizmu [7].

[1] https://www.urbandictionary.com/define.php?term=shanghai
[2] https://en.wikipedia.org/wiki/Shanghaiing
[3] https://www.theguardian.com/…/thailand-failing-to-stamp-out…
[4] https://en.wikipedia.org/wiki/James_Kelly_(crimper)
[5] https://www.legendsofamerica.com/or-shanghai/
[6] https://archive.org/details/TheShriekOfAraby1921BenTurpin
[7] https://en.wikipedia.org/wiki/Seamen%27s_Act


mężyczna przyjmuja na twarz tort z kremem

Weekend z Benem Turpinem. Część druga

Weekend z Benem Turpinem. Część druga

mężyczna przyjmuja na twarz tort z krememWeekend z Benem Turpinem.

Ok, poszliśmy na balety. #icoteras

Spieszę z pomocą. Można wykonać „fall 108". "Cóż to jest fall 108?" - na pewno się zastanawiacie. Przekopałem pół internetu (#takbyło), żeby się tego dla Was dowiedzieć. Dotarłem do książki „Wywiady" z Busterem Keatonem, w której wyjaśnił, cóż to jest „fall 108".

Otóż... jest to typowy upadek Bena Turpina. W sensie taki, którego życzył sobie reżyser, czyli „regular straight pratfall" (zwykłe proste potknięcie). Sam Turpin nazywał tak każdy wyjątkowo ekwilibrystyczny upadek u innych aktorów.

Równie trudne było wyjaśnienie jaka jest etymologia nazwy tego elementu gagu. A hipoteza ta ciągle jest niepotwierdzona. Otóż, jak zapewne wiecie, w angielskim rzadko mówi się "one hundred eight", a częściej "one o eight" (czyt. "łan oł ejt"). I tu już prosta droga do wymarłego określenia na człowieka lekko pijanego , czyli "one over eight". Ciągle niejasne? Otóż amerykańskie piwo to był taki nasz "raddler". Miał dużo mniejszą ilość procentową alkoholu, niż piwa współczesne. Krótko mówiąc: delikatne wstawienie zaczynało się od 8+1 kufla.

Co można zrobić oprócz wykonania "fall 108"? Można przyjąć na twarz np. tort, czyli typowy rekwizyt gagowy z czasów slapsticku. Ben Turpin w filmie „Mr Flip" (link na dole) był prawdopodobnie pierwszym w historii kina, który honorowo wziął tę rolę na siebie, rozpoczynając tym samym jeden z najpopularniejszych motywów w filmach burleskowych.

Zapytacie zapewne po co wykonywać "fall 108" czy bohatersko dawać się mazać tortem po twarzy?

O tym opowiem Wam Drodzy i Drogie (bardzo lubię żeńskie rodzajniki) już jutro! Stay tuned!

„Mr Flip": https://archive.org/details/Mr.Flip
„Wywiady": https://books.google.pl/books?id=KeJoqk4QYWsC&lpg=PA213&dq=108%20fall%20turpin&hl=pl&pg=PR3#v=onepage&q&f=false


kolaż dwóch zdjęć

Weekend z Benem Turpinem. Część pierwsza

Weekend z Benem Turpinem. Część pierwsza

kolaż dwóch zdjęćWeekend z Benem Turpinem.

Z lewej strony ja zmierzający na balety. Z prawej strony ja w trakcie baletów.

Wiem, że moja aktywność tutaj ostatnio to jakiś żart, ale przytłoczyły mnie obowiązki zawodowe.

Żeby nie zostawić Was z niczym, kiedy celebrujemy rozpoczęcie weekendu, mam post idealny na tę okazję.

Te dwa dni to dla wielu z na imprezy, alkohol, herbaty z prądem u babci, etc. a co się z tym wiąże – dłuuuugie nocne powroty do domu. W takich sytuacjach stosunkowo standardowym zjawiskiem są atakujące nas krawężniki, wyrastające nagle spod bruku słupy znaków drogowych, ba! bywa, że Ziemia nagle zacznie się szybciej obracać… . Nie jesteśmy bezpieczni. Warto pomyśleć nad ubezpieczeniem na skutek groźnego wypadku. Ubezpieczeniem własnego tyłka, kolan, czy innych potencjalnych miejsc urazu. Ubezpieczanie konkretnych części ciała zapoczątkował aktor Ben Turpin, którego widzicie na zdjęciu. Ben współpracował z m.in. Chaplinem przy okazji pięciu filmów, kiedy ten drugi odszedł z wytwórni Keystone do Essanay. Ben miał spore doświadczenie w music-hallu, dzięki czemu panowie (wraz z kilkoma innymi komikami o podobnym emploi) szybko się dogadali. Wracając do meritum: co ubezpieczył sobie Ben?

Zeza.

W jednym ze swoich wodewilowych numerów Ben tak często powtarzał efekt komiczny z patrzeniem na czubek nosa, że od pewnego momentu mięśnie prawego oka się do tego “przyzwyczaiły” i oko pozostało już w tej pozycji (na pewno taka sytuacja ma swoją fachową nazwę; może jakiś biolog lub biolożka mnie w tej kwestii wspomogą). W efekcie stało się to na tyle rozpoznawalną cechą jego fizjonomii, że aktor postanowił się zabezpieczyć na wypadek gdyby oko wróciło do swojej naturalnej pozycji. Kwota ubezpieczenia opiewała na 25 tysięcy dolarów, co jak na tamte czasy było ogromną kwotą.

Zapytacie pewnie: a co z unikaniem sytuacji potencjalnie ryzykownych, które firma ubezpieczeniowa może wziąć pod uwagę przy okazji orzecznictwa w przypadku incydentu? Postaram się temu zaradzić jutro*

*Ostrzegam: będę wszystko naginał pod swoja tezę w kolejnych postach. Inaczej cykl #weekendzturpinem nie wypali a chciałbym jeszcze kilka ciekawostek z jego życia podać 😀 Jeżeli jest więc na sali jakiś prawnik, bądź prawniczka, to proszę nie brać tego na serio, a reszcie czytelników nie zalecam wcielać moich rad w tych postach w życie, bo będzie z tym życiem krucho :p Jakby co papierosy szkodzą, a Mikołaj nie istnieje 😀

#prawdyobjawione #cozłegotonieja #yolo


Chaplin w Dzisiejszych czasach

Niema przekora - recenzja filmu „Dzisiejsze czasy" (1936)

Niema przekora - recenzja filmu „Dzisiejsze czasy" (1936)

Chaplin w Dzisiejszych czasach

9 marca, 2017 roku miałem przyjemność wygłosić prelekcję i poprowadzić dyskusję przy okazji projekcji filmu "Dzisiejsze czasy" Charliego Chaplina z 1936 roku. Po przeszło 10 latach jako widz dużo bardziej wrażliwy mogłem skonfrontować moje, często kompletnie bezkrytyczne, spojrzenie na poetykę kina jednego z najbardziej zasłużonych jego twórców.

Film jest powszechnie znany jako ostatni niemy film Chaplina. Przy czym zaznaczyć należy, że nie jest to film niemy mieszczący się w klasycznym pojęciu tego gatunku. Reżyser stworzył dzieło, które jest próbą zamknięcia "niemej" działalności w swojej twórczości. Jednocześnie film ten może być traktowany jako przyznanie się Chaplina do błędu w kwestii tego, czym dźwięk w filmie może być dla kina. W ciągu 9 lat od premiery pierwszego filmu dźwiękowego, czyli Śpiewaka z jazzbandu", nastawienie reżysera wyraźnie się zmienia, Chaplin daje dźwiękowi szansę zaistnienia na ekranie. Jest scena w tym filmie, która świetnie wykorzystuje siłę dźwięku na ekranie. I nie jest to scena ze słynną, piosenką "Titina", zaśpiewaną przez postać trampa w nieistniejącym, improwizowanym języku.

O przekorności Dzisiejszych czasów niech świadczy fakt, że jednym z niewielu momentów filmu kiedy Chaplin pozwala dźwiękowi zaistnieć na ekranie jest piosenka "Titina".

Mam na myśli scenę z epizodem więziennym, kiedy odwiedzają ów instytucję pastor z małżonką. Najpierw kobieta dostaje wzdęć, potem bohater włącza radio, gdzie nadają reklamę stosownego leku na tę przypadłość, a następnie kobieta straszy trampa, nalewając sobie wody ze zbyt głośnego dystrybutora. Jak inaczej musiałaby wyglądać ta scena w poetyce kina niemego! Trzeba zaznaczyć, że dźwięk w tym filmie jest potraktowany dość kompromisowo. Nawet jeśli słyszymy słowa wypowiadane przez ludzi, są one przetwarzane przez urządzenia je przetwarzające czy to monitory z głośnikami, czy wspomniane radio.
Ta scena, poza stroną formalną, ma również przesłanie społeczne. Gagi na tym etapie twórczości Chaplina nie są już wprowadzaniem czystego chaosu, "przeszkadzajką" w prowadzeniu fabuły, tak jak to było w przypadku klasycznych slapsticków. Prosty efekt komiczny gagu Chaplin wprowadził tutaj jako element przesłania swojego dzieła. W przypadku wspomnianej sceny, jest to brak porozumienia między warstwami społecznymi. "Niemość" sceny, przerywana wspomnianymi dźwiękami, jest ciszą dojmującą, ale finalnie zabawną, chociaż (jak to bywa u Chaplina) ma gorzki posmak.

Król slapsticku nie ogranicza się tylko do ukazania rozwarstwienia społecznego w obliczu kryzysu gospodarczego. Historia dwójki filmowych bohaterów: niezdarnego trampa i dziewczyny, która straciła ojca, poszukiwanej za włóczęgostwo, jest komentarzem o przygotowaniu jednostek do Wielkiego Kryzysu w latach '30. To film krytykujący szeroko pojęty system za to, że wychowuje (produkuje) jednostki zupełnie nieprzystosowane do życia w trudnych warunkach. Wymaga od nich niemożliwych do spełnienia norm, samemu niewiele oferując od siebie. Doprowadza to do absurdu, kiedy człowiek czuje się bezpieczniejszy oraz czuje większą stabilizację w więzieniu. Wolność jest związana z brakiem perspektyw na normalne życie. Byli współwięźniowie Trampa są zmuszeni wrócić na ścieżkę poza prawem ze względu na to, że byli po prostu głodni. Jednocześnie z przymrużeniem oka traktuje się tutaj również klasę robotniczą, która potrafi wszcząć strajk po jednym dniu otwarcia na nowo fabryki przy okazji drugiej fali kryzysu.

Wreszcie to film o poszukiwaniu swojego "konika". Coś w czym człowiek będzie na tyle dobry, by mógł tym zarobić na chleb a co dawałoby satysfakcję. O prostych marzeniach, jak na przykład o idyllicznym domku z krową i drzewkiem pomarańczy, którego wizualizacją jest centrum handlowe. O prostych radościach kiedy miast pięknego domku los przynosi bohaterom sypiącą się ruderę. O tym, że dopóki jest miłość, wzajemne wsparcie i uśmiech, dopóty żaden kryzys nie straszny.


Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst rozważ wsparcie mojej twórczości na portalu buycoffee.to