10. Festiwal Filmu Niemego - relacja z dnia drugiego
10. Festiwal Filmu Niemego - relacja z dnia drugiego
Identyfikacja graficzna: BLEKA | www.bleka.pl
Odwiedzanie małych festiwali jest jak wizyta u starego dobrego znajomego: choćbyście się nie widzieli całe lata już u progu odczuwasz rozkosze gościnności przygotowane dla Ciebie przez gospodarza.
Organizatorzy Festiwalu Filmu Niemego w Krakowie, który w tym roku obchodził swój jubileusz, sprawili, że mimo chłodnych murów Kino Pod Baranami, było bardzo przytulnie i swojsko. Nie ważne czy jesteś imigrantem, bokserem, policjantem, czy nawet kozą! Nieme kino w tym roku każdego zaprowadziło w podróż na Księżyc a potem jeszcze wyżej! W trakcie tej edycji była okazja zobaczyć największych klasyków filmowej burleski Chaplin, Keaton, Lloyd, Normand… . Ze szczęścia można było dostać gorączki oglądając taką ilość filmowego złota. Na festiwalu można było zobaczyć nie jeden film. Ba! Można było zobaczyć nawet jeden nie-film.
Chciałbym życzyć organizatorom kolejnych dwustu lat na kolejne edycje!
Mimo tego, że byłem obecny tylko na piątkowych seansach to powyższy akapit, w który wplotłem część tytułów, które można było zobaczyć w trakcie tegorocznej edycji (PEŁNY PROGRAM) dokładnie oddaje moje odczucia co do krakowskiej imprezy.
Jak zawsze na takich festiwalach robotę robili taperzy. Szczególnie przypadła mi do gustu muzyka autorstwa Semi-Invented Trio, którzy grali na żywo do „Siedmiu lat nieszczęść" Maksa Lindera. Panowie cudownie połączyli klasykę z nowoczesnością. Połączyli tradycyjne nuty z filmów slapstickowych, które możemy zobaczyć w internecie, z prawie industrialnymi klimatami.
Mam jednak dwa drobne zarzuty. Ułożenie programu festiwalu tak, że dwugodzinny filmowy esej pt. „Nie-film" Schneidera, balansujący na granicy teorii filmu i filozofii, zaczyna się o godzinie 23 jest pomyłką. Seans takiego filmu jest bardzo wymagający i choćby nie wiem jak ciekawy nie był (a jest niezmiernie interesującą pozycją), nie sposób mi było o tej godzinie na nim nie przysypiać. Dodatkowo część napisów wyświetlana była na białym tle, co czyniło je kompletnie nieczytelnymi. Może dałoby radę pomyśleć nad popularnym w takich sytuacjach żółtym kolorem fontu lub wyświetlaniem ich pod ekranem? Być może stały za tym kwestie leżące poza kompetencjami organizatorów, np. jeśli napisy były wbudowane w kopię filmu, to faktycznie niewiele da się zrobić. Natomiast są to tak naprawdę drobne niedogodności i nie zaburzyły one w większym stopniu megapozytywnego odbioru. Razem z warszawskim Świętem Niemego Kina są cudowną ucztą dla fanów niemych filmów w Polsce. Z ogromną przyjemnością odwiedzę Kraków za rok i jeśli tylko będzie możliwość zostanę na dłużej
Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał jak niezmiennie rozczula i dodaje sił fakt, iż kino nieme stale widzów fascynuje i pociąga. I za podtrzymywanie tych emocji należą się organizatorom osobne podziękowania od Pana Klatka <3
„Gorączka złota" (1925) - relacja z premiery
„Gorączka złota" (1925) - relacja z premiery
Strony z broszury reklamującej program premiery „Gorączki złota"
Jak wyglądała premiera „Gorączki złota" w 28 czerwca, w 1925 roku?
Dzięki dyrektorowi Egyptian Theatre w Hollywood, który zorganizował masę towarzyszących mu wydarzeń było to jedna z najgłośniejszych premier w roku. W mojej opinii musiało to wyglądać dość osobliwie. David Robinson, autor najsłynniejszej biografii Chaplina opisuje to wydarzenie w swojej książce tak (w cudzysłowach cytaty z gazety Los Angeles Eveninig Herald):
>>Dziedziniec przed Egipskim Teatrem Graumana był "prawdziwą bajkową krainą z barw i świateł . Najlepsi dekoratorzy ze świata iluzji pracowali nad tym przez cały tydzień (...). Grauman przeszedł sam siebie i premiery Gorączki złota nic zapewne nie zdoła prześcignąć. Jeżeli to się stanie, dokona tego tylko podobny do niego geniusz". Kurtyna podniosła się odsłaniając panoramę skutej mrozem północy ze stadem fok, które wspinały się na postrzępioną górę lodu. Do fok szybko dołączyła grupa eskimoskich tancerek. Po nich nastąpiła "seria artystycznych tańców w wykonaniu urodziwych młodych kobiet ubranych w godne podziwu bogate i piękne stroje nawiązujące do arktycznej atmosfery i oddające nastrój białej i jałowej ziemi".Dalsze numery spektaklu obejmowały ślizgawkę, scenkę z balonem wykonaną przez Lilian Powell i scenę na dancingu w Monte Carlo.
Po filmie reżysera-gwiazdę zaprowadzono na scenę. "Jest zbyt wzruszony, wyjaśnił, żeby przemówić, i potem wygłosił zupełnie dobrą mowę". Georgia [Hale, odtwórczyni głównej roli kobiecej, przyp. mój] zauważyła, że była to jedna z rzadkich okazji, kiedy Chaplin nie miał wątpliwości co do swego dzieła: „Był o to spokojny. Naprawdę czuł, że zrobił swój największy film. Był zupełnie zadowolony". <<
Przyznacie, że mieli rozmach Szkoda, że nie zachowały się zdjęcia z tego wydarzenia.
A film będzie można obejrzeć w najbliższą środę, tj. 10 lipca w Kino Kosmos o godzinie 20.
[EDIT: a obecnie możecie ją obejrzeć w super jakości na nowej platformie FlixClassic]
„Gorączka złota" (1925) - scena z indykiem
„Gorączka złota" (1925) - scena z indykiem
Podlinkowałem film od momentu sceny przemiany i wyraźnie widać, że finalnie do GORĄCZKI... trafiła wersja, w której Swain nie podpiera się głową. W momencie przenikania widać, że musiał delikatnie opuścić głowę
Post z okazji dzisiejszego Święta Dziękczynienia, które obchodzi się dzisiaj w USA. Efekt przenikania w słynnej scenie przemiany w kurczaka w „Gorączce złota" jest wynikiem ogromnej kreatywności ekipy pracującej nad filmem Chaplina.
"Operatorzy tamtych czasów musieli umieć sobie radzić. Ich kamery były technicznie znakomite, ale nie miały dzisiejszych udoskonaleń. Wiele efektów w rodzaju zaciemnień, przenikań i tych podobnych, które później wykonywano w laboratorium, trzeba było robić w kamerze. Tak było z przemianami w kurczaka w „Gorączce złota". Chaplin zaczynał scenę w normalnym kostiumie. W pewnym momencie w kamerze zaczynano przenikanie i kamerę. Podczas gdy Chaplin szybko przebierał w kostium kurczaka, sytuacja na planie i pozycja kamery pozostawały bez zmian . Równocześnie cofano taśmę w kamerze do początku przenikania, czyli momentu w którym przemiana Charliego w kurczaka miała się zacząć. Gdy kamera ruszała i zaczynała drugą część przenikania, Charlie dokładnie powtarzał akcję którą poprzednio sfilmowano. W ten sposób otrzymywano podwójną ekspozycję - obrazy Charliego i kurczaka dokładnie nakładały się na siebie, prze co powstawał efekt efekt jednej postaci w drugą. Dokładnie ta sama technika była potrzebna, by kurczak znów stał się Charliem. W czasie przerwy na zmianę kostiumu Chaplina Mack [Swain] , który także był widoczny na zdjęciach, musiał pozostawać absolutnie bez ruchu. By łatwiej to osiągnąć, siedział przy stole z głową opartą na ramionach. Precyzja, bezbłędne wykonanie efektu jest sukcesem tak techników, jak i aktorów (skomplikowany efekt komiczny musiał być oczywiście zrealizowany przez dwie kamery pracujące równocześnie). Wszystko wygląda tak jakby odbyło się bez wysiłku. Magia działa, jak chciał Chaplin."
Gorączkę złota będziecie mogli zobaczyć z muzyką na żywo na 20. Festiwalu Filmu Niemego - 20th Silent Film Festival w Krakowie w Kinie Pod Baranami 6 grudnia o 18.30
[EDIT: a obecnie możecie ją obejrzeć w super jakości na nowej platformie FlixClassic]
„Scrooge, or Marley's ghost" (1901), Walter R. Booth
„Scrooge, or Marley's ghost" (1901), Walter R. Booth
Powyżej możecie zobaczyć jedyny zachowany fragment, prawdopodobnie pierwszej, adaptacji „Opowieści Wigilijnej", pt. „Scrooge, or Marley's ghost" (1901) w reżyserii brytyjskiego magika i pioniera filmowego Waltera R. Bootha.
Twórcy zrezygnowali z wprowadzenia postaci trzech duchów na rzecz ducha partnera biznesowego Scrooge'a Marley'a. Film w pewnym momencie zdaje się również sugerować, że trzy wizje, których doznaje tytułowy bohater, są [SPOJLER ALERT!] snem. Te dwie kwestie doprowadziły historyków, którzy analizowali ten film, do wniosku, że „Scrooge..." jest adaptacją sztuki o tym samym tytule autorstwa aktora i reżysera J.C. Buckstone'a, który wprowadził podobne zmiany w swojej adaptacji scenicznej.
Decyzją kreatywną twórców było (prawdopodobnie, jako iż nie znamy całości) całkowite zrezygnowanie z plansz tekstowych. Założono, że tekst jest tak popularny, że widzowie nie będą mieli problemów ze zrozumieniem fabuły.
Bootha często porównywano w czasach jego działalności z Georgesem Mélièsem. Nie jest to porównanie bezzasadne. Oglądając filmy obu panów często można odnieść wrażenie ich teatralności przez statyczne ujęcia czy brak zbliżeń, które wywodzą się z ich scenicznego rodowodu twórców. Inną wspólną cechą ich dzieł jest autotematyzm filmowy. W przypadku „Scrooge'a..." jest to widoczne w trakcie pierwszej wizji, w której zasłony okienne pełnią funkcję w filmie prowizorycznego ekranu.
Macie swoją ulubioną adaptację powieści Dickensa?
Betty Boop's Halloween Party, reż. Dave Fleisher (1933)
„Betty Boop's Halloween Party", reż. Dave Fleisher (1933)
Od kilku dni zastanawiałem się co napisać w związku z Halloween. Wtem wczoraj obudziłem się rano i pomyślałem „Przecież dawno nie było na Klatkach slapstickowej animacji!”. Chwilę potem stwierdziłem, że na pewno w serii przygód Betty Boop był film z nazwą tego święta w tytule. #takbyło
Betty w pocie czoła drąży dynie pod lampiony halloweenowe. W przygotowaniu imprezy pomagają jej m.in. słomiany strach na wróble, który maluje żywe koty i czarownice na ścianach. Nagle przybywa niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci, czyli goryl. Betty i ekipa muszą uratować imprezę!
Betty Boop to postać, która zadebiutowała cztery lata przed wdrożeniem tzw. Kodeksu Haysa, który miał na celu wyrugować m.in. jakiekolwiek przejawy seksualności w produkcjach filmowych. Jego wejście w życie w 1934 roku poskutkowało m.in. ubraniem Betty w koszulkę z długimi rękawami z dekoltem przy samej szyi i dłuższą spódnicę. Jak Betty wyglądała wcześniej możecie obejrzeć w filmie „Betty Boop's Halloween Party" z 1933. Ubrana w sukienkę bez ramiączek z głębokim dekoltem, wyraźnie widoczne podwiązki, buty na wysokim obcasie, stała się w swoich czasach jednym z największych i do dzisiaj najsłynniejszych symboli seksu w historii kina.
Najczęściej uznaje się, że postać Betty miała być początkowo karykaturą aktorki Helen Kane, chociaż czasem wspomina się też jedną z największych gwiazd kina niemego – Clarę Bow.
Zaprojektowana w momencie debiutu na antropomorficznego pudla z wielką głową (design postaci przypomina trochę figurki firmy Funko), z czasem została przemianowana na stałe na postać kobiecą. Na początku „kariery” można było ją określić jako tzw. „flapper girl”, czyli podlotka – bezczelną kobietę słuchającą (czy też jak w wypadku Betty śpiewającą) jazzu, ignorującą normy społeczne i seksualne. Jej partie wokalne najczęściej śpiewała Mae Questel.
Na początku lat ‘90 planowano pełnometrażowy film fabularny z Betty w roli głównej. Niestety projekt upadł. Miała również swoje cameo w filmie „Kto wrobił królika Rgera?" z ’88, przełomowym technicznie połączeniem animacji i filmu aktorskiego
No, ale co z tym slapstickiem? Samo słowo pochodzi od włoskiego słowa „botacchio” (po ang. „slapstick”), które oznaczało przedmiot złożony z dwóch listewek używanych podczas XVI-wiecznych przedstawień „commedia dell'arte” we Włoszech. Dźwięk jaki wydobywał się przy dźwięku zderzania ze sobą tych deseczek, w trakcie odgrywania przez aktorów gagów, miał pozbawić przemoc negatywnego wydźwięku i nadać jej humorystyczny kontekst. Taki sam zabieg stosowany jest również współcześnie w filmach, często adresowanych do dzieci (ale nie tylko), kiedy bohater upada na tyłek, potyka się, zostaje przez kogoś uderzony, itp. W halloweenowym odcinku Betty Boop również kilkakrotnie możemy usłyszeć „dźwiękowe” podbicie gagów. We wczesnych filmach animowanych, które przez większość czasu nie posiadały żadnych dialogów ani partii śpiewanych, możemy dodatkowo zaobserwować jak muzyka podkreśla każdy ruchy postaci. W efekcie daje to złudzenie integralności gagów w narracji i większą jej płynność niż w przypadku filmów aktorskich, w których gagi pełniły funkcję oddzielną w stosunku do filmowej narracji.
Tak rodziło się kino - latarnia magiczna
Tak rodziło się kino - latarnia magiczna
Obraz, który widzicie, jest jednym z czternastu zachowanych (łącznie było ich szesnaście) tzw obrazów fotograficznych służących do projekcji utworu pt. „Hello central, give me Heaven" (po polsku by to brzmiało: „Halo centrala, poproszę z Niebem") za pomocą latarni magicznej.
Zwrotka pierwsza:Papa I'm so sad and lonely,Sobbed a tearful little childSince dear mama's gone to heavenPapa darling, you've not smiledI will speak to her and tell herThat we want her to come homeJust you listen and I'll call herThrough the telephone
Chórki:Hello Central give me heavenFor my mama's thereYou can find her with the angelson the golden stairShe'll be glad it's me who's speakingcall her, won't you pleaseFor I want to surely tell herWe're so lonely here
Zwrotka druga:When the girl received this messageComing o'er the telephoneHow her heart thrilled in that momentAnd the wires seemed to moanI will answer just to please herYes, dear heart, I'll soon come homeKiss me Mama, kiss your darlingKiss me through the telephone
Nagranie utworu z okolicy jego premiery
"Produkcję tych obrazów można w przybliżeniu opisać następująco: Najpierw jakąś powieść, piosenkę, albo wiersz dzieli się na sceny. Potem podejmuje się zasadnicze decyzje co do inscenizacji i miejsca realizacji (...). Podczas sesji modele ubrani w stosowne kostiumy przyjmują odpowiednie pozy, ilustrujące kolejne sceny. Są one utrwalane fotograficznie, powielane jako szklane obrazy [8,25x8,25 cm - mój przyp.] nadające się do projekcji, a następnie kolorowane oraz układane w takim porządku, w jakim mają być wyświetlane, aby opowiedzieć dana historię".
[Wtręt: trochę jak w przypadku teatru, podpowiada moja Luba, aczkolwiek związki teatru z filmem są tak ogromne, że to materiał nie na jeden post, ale cała serię. Koniec wtrętu ]
- https://www.slides.uni-trier.de/result.php - zdecydowanie największa