(Prawie) wszystko co mnie irytuje w serialu „Man vs Bee"


(Prawie) wszystko co mnie irytuje w serialu „Man vs Bee"

Jak się mianowało badaczem slapsticku to trzeba czasem sprawdzić, jak się trzyma również współczesna filmowa burleska. Kiedy trafiam na taki serial jak Man vs bee to mam ochotę już nigdy nie wkraczać w te rejony. Serial Netfliksa to jedna z najbardziej niekreatywnych, nieśmiesznych i źle skonstruowanych komedii jakie ostatnio oglądałem.

Atkinson wypracował w kulturze popularnej w uproszczeniu dwie postaci: cynika i fajtłapy. Ten pierwszy jest szczególnie dobrze znany fanom serialu Czarna Żmija, ale z powodzeniem odgrywał ją także w swoich skeczach scenicznych. Jednak ten typ bohatera w świadomości społecznej przyćmił drugi z nich, którego korzenie, można odnaleźć u takich komików jak Chaplin czy Jacques Tati, a opierała się w dużej mierze na jakościowej pantomimie. Czasem bywał wredny, innym razem trochę rozkojarzony, a jeszcze innym zbyt pewnym siebie. Wszystkie te postaci łączyła niewiarygodna niezdarność i imponująca umiejętność pakowania się w kłopoty. Miał już twarz Jasia Fasoli, Johnny’ego Englisha, a teraz został Trevorem. Rozwodnikiem, ojcem nastoletniej córki, z chorobliwą obsesją na punkcie detali. Rozpoczął pracę w agencji zajmującej się pilnowaniem mieszkań pod nieobecność ich właścicieli. Właśnie otrzymał pierwsze zlecenie.


Kiedy pierwszy raz usłyszałem o serialu Netfliksa obejrzałem sobie ten fragment. Dostałem głupawki. Zresztą jak przy jakimkolwiek odcinku Mr. Beana. A potem obejrzałem zwiastun tej nowej produkcji. Nie zaśmiałem się ani razu. Nie spodziewałem się jednak, że to będzie tak złe.

Koncept wyjściowy produkcji Netfliksa to z grubsza rozbudowany fragment jednego z odcinków serialu Mr. Bean z lat '90, w którym upierdliwa pszczoła nie pozwala biednemu Panu Fasoli zjeść ciastka z wisienką. Owada poza dwoma sekundami praktycznie nie widać. Dzięki czemu możemy obserwować przezabawną walkę człowieka-pierdoły z powietrzem, ubraną w formę świetnej pantomimy. W nowym serialu umieszczono sporo gagów nie tylko z tego, ale też innych odcinków. Komedie farsowe od zawsze wzajemnie siebie inspirowały. Ba! w samym serialu o Fasoli gagi wielokrotnie powracały. Ich recycling wymaga jednak kreatywnego wykorzystania. Tymczasem, na przykład wspomniane ciastko pojawia się dosłownie na chwilę i potem nigdy nie wraca. Przecież nic nie stało na przeszkodzie, by powtórzyć całość w nowych warunkach: niezdarny Trevor, którego potęgująca złość na wredną pszczołę, zaczyna zmieniać się w słonia w składzie porcelany, slapstickową wersję Hulka w mieszkaniu wypełnionym ultradrogimi eksponatami. Pogoń za pszczołą następuje równie szybko, jak zaczyna nudzić. Atkinson, który jest współscenarzystą serialu, umieścił w nim również taniec z pszczołą w spodniach, który nawiązuje do tego, który można było zobaczyć we wspomnianym odcinku sprzed lat. Tylko co z tego, jeśli nie jest on spójny z postacią? Trevor to starszy pan, który nie radzi sobie z nowoczesną technologią, jaką naszpikowany jest dom, którym się opiekuje. To nie ta sama postać co Jaś Fasola. Dobrze skonstruowany gag ma konkretne zadanie. Nie jest to jedyne wyjście, ale jest wtedy dużo śmieszniej. Gag może być puentą sytuacji w jakiej znalazł się bohater, może też podkreślać cechy jego osobowości. Powtórzcie sobie jakikolwiek odcinek brytyjskiego serialu. Gagi wynikają w nim z pomysłowości Fasoli (powrót z centrum handlowego na dachu samochodu), albo z jego bycia wrednym (scena odbijanego na dyskotece) i tak dalej. Całość spinał brak kompetencji społecznych i komiczna dezynwoltura, co wzbudzało konsternację otoczenia, jak na konkursie na najbardziej posłusznego zwierzaka. Kiedy widzę przytłoczonego hi-techową rzeczywistością Trevora, któremu pies przyssał się do krocza nie widzę żadnego związku z postacią i żart mnie nie śmieszy. Kiedy oglądam ocierającego się bohatera granego przez Atkinsona tym samym kroczem o drzwi w ramach przetworzonego tańca z osą w spodniach, którego widzem jest funkcjonariusz policji, nie czuję nic poza zażenowaniem, bo nie ma on nic związanego z przerażonym narastającym chaosem Trevorem. Inne gagi również nie należą do najwybredniejszych. Chociażby ten pochodzący rodem z gross comedy scena, w której Trevor ląduje twarzą w psiej kupie, którą ścieranie z twarzy oglądamy zdecydowanie zbyt długo.


Na miniaturce Atkinson ma podobny wyraz twarzy do tej, którą miałem ja w trakcie oglądania tego co się odpszczelało w trakcie kolejnych odcinków.

Mam spory problem również z tytułowym pojedynkiem. Nie rozumiem jak w dobie pogłębiającego się kryzysu klimatycznego, powiększającej się świadomości społecznej na temat roli zwierząt w ekosystemie, ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby postawić przeciwko niestabilnemu emocjonalnie człowiekowi pszczołę i żeby przez cały czas się nad nią znęcał. W trakcie bardzo krótkich odcinków (większość nie przekracza dziesięciu minut) Trevor próbuje usmażyć pszczołę w mikrofali, truje aerozolami gospodarstwa domowego (przypadkowo trując również psa), wciąga odkurzaczem, traktuje wodą z prysznica i zaraz potem gorącym powietrzem z suszarki… . Większość komicznych w zamierzeniu sytuacji obraca się wokół torturowania zwierzęcia. Rzeczona pszczoła zdecydowanie nie jest tym samym typem natrętnego owada, które irytowało Jasia Fasolę we wspomnianym wyżej odcinku*. Niewiele jest momentów, w których naprzykrza się Trevorowi. Tutaj dochodzę do momentu, który niepokoi mnie najbardziej. W czwartym odcinku Trevor rozmawia z żoną. Jest to okazja, by widz otrzymał coś na kształt historycznego tła swojej obsesji na punkcie drobiazgów bez znaczenia, które rzekomo mają zburzyć jego spokój ducha. Taki psychologiczny fundament jest tej historii niepotrzebny. Późniejsze sytuacje czynią całość jeszcze bardziej niepokojącą. Po rozcięciu zabytkowego jaguara piłą tarczową, będącym wynikiem aktu furii, Trevor zdaje sobie sprawę z tego co zrobił i wpada w rozpacz. Połączenie psychologicznego dramatu i slapsticku nie jest niemożliwe, ale trzeba się na takim terenie poruszać bardzo uważnie. Scena ta jest bardzo symptomatyczna dla całości. Pokazuje jak brak wyczucia złotego środka, wpływa na to komizm sceny. Kiedy tragizm, przeważa nad komedią, zabija ją w w konsekwencji zarodku.

Zadziwiająca, jak na Atkinsona, który ma ogromne doświadczenie na polu filmowej burleski, jest bardzo zła konstrukcja serialu. Jak napisał u siebie Gniazdo Szeptunów, produkcja napotykała po drodze mnóstwo problemów i początkowo miała być filmem, który ostatecznie pocięto na życzenie producentów na bardzo krótkie odcinki. Myślę, że slapstick lepiej sprawdza się w zamkniętej formie, ale jeżeli już tworzyć z półtoragodzinnego filmu serial, to nie można go pociąć na tak krótkie kawałki. Nie sposób zaangażować się w sytuację bohatera, kiedy po siedmiu, ośmiu minutach pojawiają się cliffhanger i napisy końcowe. W Człowieku kontra pszczole sytuacje komiczne następują jedna po drugiej, bez miejsca na oddech czy powolną eskalację chaosu. Miast śmiechu, pojawia się znużenie. W dodatku scenariusz, źle wprowadza widza w przestrzeń w jakiej będą poruszał się Trevor. Na samym początku, po błyskawicznym oprowadzeniu po willi, otrzymuje instrukcję w formie notatnika. Miała zawierać wszystkie niezbędne informacje, potrzebne do funkcjonowania w domu. Nie mamy okazji dowiedzieć się co było w środku, ponieważ Trevor przypadkiem ją spala. A wszystko to w pierwszym odcinku. Rzecz, bez której teoretycznie Trevor nie mógłby wykonywać swojej pracy, nie tylko znika, ale okazuje się ostatecznie bez znaczenia i widz nie ma okazji poczuć wagi tej straty. A jest to przecież doskonały materiał na spokojne wprowadzenie topologii ogromnego mieszkania i zbudowania relacji bohatera z technologią willi. Z jakiegoś powodu w pierwszych dwóch odcinkach zostały odhaczone większość punktów z listy, na którą Trevor miał w szczególności uważać. Wskutek tego widz jest zmuszony oglądać, jak Trevor ugania się za pszczołą. I goni. I goni. I goni. I złapać nie może. I kiedy w finale pojawia się okazja na refleksję… zaczyna ją znowu ścigać, tym razem w przestrzeni kampera.


Powyżej jeden z wielu przykładów dobrze skonstruowanej komedii, w której chaos i komizm narastają w tempie geometrycznym. Prosty, absurdalny i nierealistyczny pomysł wyjściowy, owocuje prześmiesznym slapstickiem.

Podobno powstaje serial Old Bean o przygodach Jasia Fasoli na emeryturze. Mam nadzieje, że będzie to kolejna animacja, której plany powstania ogłoszono jakiś czas temu, a nie dwa niezależne projekty. Tym bardziej, że Atkinson wspomina w wywiadach, że jest zmęczony odgrywaniem tej postaci. Może to czas na powrót wrednego emploi komika?

Dlaczego napisałem ścianę tekstu o produkcji, która tak szczerze mnie zawiodła swoją bylejakością? Man vs bee pokazuje, że slapstick to nie rurki z kremem. Nie wystarczy nakręcić coś co wygląda jak The best of Mr. Bean. Taki zlepek skutkuje produkcją bez serca. Był tu potencjał na współczesną wersję Mojego Wujaszka. Krytyka konsumpcjonizmu, multimiliarderów, bezdusznej technologii – to tematy, które po wielu latach od premiery filmu Jacquesa Tatiego znów bardzo silnie rezonują. Ta nieszczęsna pszczoła nawet nie byłaby konieczna, ewentualnie mogłaby grać drugie skrzypce i pojawiać się od czasu do czasu. Atkinson wybrał drogę na skróty. Widzowie otrzymali kolejną kiepską produkcję z korporacji Netfliksa, która wygląda tak jakby wyśmiewała osoby z problemami psychicznymi. Szczerze wątpię, żeby Atkinson właśnie to miał na myśli krytykując cancel culture mówiąc, że komedia musi mieć swoją ofiarę. Nie jest to serial perfidny, tylko niechlujnie zrobiony. Czekam na powrót komika do formy.

* Na marginesie, animatorzy zrobili świetną robotę kreując to skrzydlate cudo, ale chyba tworzyli ją w oddzieleniu od scenariusza, ponieważ tytułowa pszczoła, to konkretnie trzmiel, a nie pszczoła samotnica (solitary bee), co jest powiedziane w serialu.