Anty-slapstickowy charakter filmów Shûichi Okity prezentowanych w trakcie 16. Festiwalu Pięciu Smaków

Anty-slapstickowy charakter filmów Shûichi Okity prezentowanych
w trakcie 16. Festiwalu Pięciu Smaków

Kiedy poproszono mnie o napisanie tekstu o humorze w filmach Shûichi Okity, obecnych w programie tegorocznej edycji Festiwalu Pięciu Smaków, pomyślałem, że może to być ciekawe wyzwanie.

Nie oglądam na co dzień japońskich filmów. Jednym z głównych obszarów moich poszukiwań jest niemy slasptick, więc siłą rzeczy oglądam głównie amerykańską burleskę filmową. A jednak japońska kinematografia wbrew pozorom wcale nie jest tak odległym skojarzeniem. Yasujirô Ozu w Co z tego, że oblałem wprost cytował The Freshman  - debiut pełnometrażowy z Haroldem Lloydem, jeden z największych hitów w dorobku komika. Z kolei dorobek Chaplina ma w Japonii swoje spore grono fanów, czego dowodem jest chociażby Dansingu Chapurin z 2011 roku w reżyserii Masayuki Suo.

W trakcie seansów filmów Okity (Rybie dziecko, Mori. Siedlisko artysty, Letnia opowieść), rzuciło mi się w oczy jak często slapstick w nich się nie wydarza. Rzadko kiedy kamera poszukuje miejsca na gagi w szerokich przestrzeniach portretując miejską tkankę czy naturę. Wnętrza domów, widziane z pozycji osoby klęczącej, która jest w miarę stabilna, również nie interesują Okity jako miejsca do ekscesy filmowej burleski. Piękne w swojej sterylności domostwo bohatera Siedliska artysty nie jest miejscem na sianie chaosu destrukcji przez intensywne fizyczne interakcje między postaciami.


Rybie dziecko (Sakana no Ko, 2022). Kadr pochodzi z finału wspomnianej poniżej przepychanki.

W jednej z najbardziej slapstickowych z ducha scen w Rybim dziecku ma miejsce bijatyka między dwoma grupami nastolatków. Jej uczestnicy z początku odrzucają pałki nabite gwoździami by wzajemnie się przepychać. Ta prześmieszna szarpanina zainscenizowana jest w taki sposób by odrzeć ją z przemocy. Komizm potęguje główna bohaterka, Mibou, chodząc ze skrzypłoczem w rękach i strzelając krwią stawonoga w twarze szarpiących się. Ta przypominająca finałową bitwę w Speedy z Haroldem Lloydem bójka kończy się bardzo szybko. W niemej komedii sprzed stu lat trwa ona cztery minuty i kończy się przypalaniem tyłków zakapiorów za pomocą gorącego żelazka. W Rybim dziecku trwa dwa razy krócej. Zgodnie z maksymą muzyka jedzenie łagodzi obyczaje bójkę kończy posiłek. Co więcej jest to posiłek, który w przyszłości zmieni życie jednego uczestników bójki. Okity w swoich filmach nie interesuje komedia fizyczna. Ilekroć zbliża się do slapstickowej estetyki subtelnie od niej ucieka….


Mori. Siedlisko artysty (Mori no Iru Basho, 2018)

…lub uderza znienacka metalowymi miskami w głowy gości tytułowego artysty Morikazu i jego żony Hideko w Siedliskach artysty. Wykorzystując przestrzeń pozakadrową pozbawia gag jego fundamentu – oczekiwania. Takie formalne ucieczki od farsy są znamienne dla całej trójki filmów z tegorocznej edycji Pięciu Smaków. Z drugiej strony nie można powiedzieć, że reżysera nie interesuje ciało jako narzędzia ekspresji aktora, jednak nie jest ono źródłem komizmu, co jest podstawą w slapsticku. Ciało służy Minami do rozwijania pasji do pływania (Letnia opowieść), dłonie malują i/lub kaligrafują (Siedlisko artysty, Letnia opowieść). Bohaterowie Okity są w ciągłym biegu. W Letniej opowieści chłopak, jak się później okaże niepotrzebnie, pędzi by uratować dziewczynę, w której się powoli zakochuje. Bieg może być też formą współdzielenia radości jak w finale Rybiego dziecka. Jest też Morikazu - podtrzymując stare ciało, wspierając się na dwóch laskach, przygląda się bacznie otaczającej jego dom faunie i florze. W swoim odseparowanym od świata ogrodzie kontempluje nieruchomo kamieniem trzymanym w dłoni lub leżąc na boku obserwuje z reporterami pracujące mrówki. Konfrontacja fizycznych przeciwieństw nie źródłem komizmu u Okity. Trzymając się wspomnianej sceny, takie zestawienie jest propozycją głębszej refleksji: bezruchu Mirokazu z nieustającym przemieszczaniem się mrówek; starego, ludzkiego ciała, którego właściciel sprzeciwia się przejściu do krainy świetlików z malutkimi, malutkimi (w ludzkim oku) zwrotnymi i bezwolnymi owadami. Humor wkracza w momencie kiedy młody fotograf próbuje dostrzec to co zobaczył swoim dociekliwym okiem artysta: mrówki rozpoczynają swój ruch od prawego odnóża. Podobnie zabawnie wypada moment Letniej opowieści, kiedy biologiczny ojciec Minami udziela jej krótkiej lekcji telepatii. Ponadnaturalny element istnieje w tych tytułach na równi z naturalnymi skłonnościami bohaterów do nawiązywania relacji. Nawiązują je dzięki swoim pasjom i wiedzy. Moment kiedy nawiązują relacje, to często również momenty kiedy się tą wiedzą dzielą z innymi. To są właśnie te chwile, które są punktem wyjścia dla humorystycznych sytuacji. Zestawienie wiedzy i niewiedzy. Okicie udała się rzecz niesamowita: nie ma w tym nic z obśmiania postaci. Tutaj mogę odesłać do wywiadu Łukasza Mańkowskiego z reżyserem, w którym twórca opowiada jak ważna dla niego jest jakość relacji między ludźmi, tak w życiu jak i na planie filmowym, gdzie stara się stworzyć bardzo przyjazną atmosferę.

Letnia opowieść (Kodomo wa Wakatte Agenai, 2020)

Świadome lub nie, ucieczki od slapstickowej estetyki czynią świat bohaterów Shûichi Okity bardziej przytulnym. W komedii pełnej gagów bohaterowie, by osiągnąć swój cel, pędzą pociągiem, wspinają się na budynki, próbują przeżyć na morzu w trakcie sztormu czy po prostu rozbijają się łokciami i sprzedają kopniaki każdemu kto się nawinie. Świat klasycznych niemych komedii rzadko bywa przyjazny dla swoich bohaterów. Ludzie w filmach japońskiego reżysera tworzą relacje z pełnym poszanowaniem granic drugiej osoby. Wyznanie uczucia w Letniej opowieści, kiedy chłopak bez poganiania w pełni wspiera dziewczynę w przezwyciężeniu stresu związanego z wyrażeniem jej emocji, pozostanie dla mnie jedną z najbardziej wzruszających scen nie tylko w nurcie coming of age. Cierpienie związane przeżywaniem trudnych chwil dzieje się na obrzeżach historii tej trójki filmów. Utrata dzieci, rozwód rodziców, samotne wychowywanie dziecka – nigdy nie są centralnymi punktami opowieści, są subtelnie zasugerowane lub stanowią punkt wyjścia dla rozwoju storytellingu.

Anty-slapstickowy charakter trzech ostatnich filmów Shûichi Okity prezentowanych na tegorocznej edycji Festiwalu Pięć Smaków czyni je tytułami o niezwykłym uroku. Czyż nie jest prawdziwą sztuką uchwycenie w kadrze muchy myjącej sobie pyszczek, w sposób który z najbardziej upierdliwego zwierzęcia na tej planecie czyni uroczego owadziego kotka? Filmy Okity to potężna dawka trochę dziwnej, ale przewrotnie zabawnej i dzięki temu solidnie orzeźwiającej łagodności.