Obchody 126. rocznicy pierwszego pokazu kinowego na ziemiach polskich - relacja
- Grafika by Julia Fukiet
Ależ to była impreza! - relacja z 126. rocznicy narodzin kina w Polsce
6 listopada odbyły się w Krakowie obchody 126. Rocznicy pierwszego pokazu filmowego na ziemiach polskich. Miałem przyjemność i zaszczyt być patronem medialnym tego wydarzenia.
Program obejmował spacer rocznicowy po Krakowie, warsztaty dla dzieci, seanse z muzyką na żywo w krakowskich kinach studyjnych, panel dyskusyjny oraz pokazy dwóch filmów dokumentalnych, w tym jeden biograficzny.
Cały dzień wypchany po brzegi zawartością z najwyższej półki. Gdybym tylko wiedział, że dojazdy na kolejne atrakcje zajmą mi tyle czasu, to przygotowałbym wcześniej sobie coś do jedzenia. Mądry Pan Klatek po szkodzie. Poniżej moja relacja. Ze względu na to, że osobny akapit poświęciłem muzyce na żywo, jest ona niechronologiczna. Cały program dostępny jest TUTAJ.
Świętowanie zaczęliśmy od spaceru, który zaczął się przy Dworcu Głównym, na placu Jeziorańskiego. Z croissantem w jednej dłoni, z kawą w drugiej wędrowałem z grupą filmowymi śladami Krakowa, skoncentrowanymi wokół pierwszego pokazu w Teatrze Miejskim i kolejnych obchodów licząc od roku 1961. Absolutną gwiazdą spaceru był prowadzący Maciej Gil. Maciej, który jest autorem Krakowskich Spacerów Filmowych i objazdowego festiwalu Kinobus, podzielił się z nami kawałkiem swojej ogromnej wiedzy na tej filmowej historii Krakowa. Miałem poczucie, że mógłbym spędzić cały dzień słuchając tylko tych opowieści. Dodatkowo poczucie humoru Macieja dorównuje jego wiedzy, co jest dość istotne, kiedy jest chłodno i trzeba było wstać wczesnym rankiem.
Spacer skończyliśmy w Kinie Kijów, gdzie rozpoczęła się część stricte filmowa świętowania. Obejrzałem po latach Lumière ! L'aventure commence, wideoesej z narracją autorstwa Thierry’iego Frémaux, dyrektora festiwalu w Cannes. Mimo, że nie uniknął błędów (kolejny film, w którym bezmyślnie powielono plotkę o uciekających ludziach na filmie z lokomotywą wjeżdżającą na stację w La Ciotat) to jest to bardzo przyjemny wstęp do tego jak analizować pierwsze filmy. Film ten oferuje narzędzia, które można wykorzystać również przy oglądaniu innych wczesnych filmów dokumentalnych. Zwiększenie czujności i wrażliwości na detale na pewno przydało się podczas seansu The Brilliant Biograph. Earliest Moving Images Europe (1897-1902). Ten zestaw kilkudziesięciu filmów z przełomu wieków XIX/XX w., nakręconych na szerokiej taśmie 65 mm, niezmiennie mnie zachwyca swoim pięknem. I jakkolwiek jest to piękno oszałamiające, to tym bardziej doceniłem pracę Lumierów, którzy musieli się bardzo napracować by zarejestrować na dużo węższej taśmie to, na czym im zależało.
Na instasiu chwalę się swoimi zdobyczami związanymi z obchodami rocznicowymi. Co to za książki? Więcej w opisie posta.
Przedostatnim wydarzeniem w ramach obchodów rocznicowych była dyskusja pod hasłem przewodnim gorączka kinowa. Rozmawiali Maria Malatyńska, Marcin Adamczak oraz Paweł Sitkiewicz. Prowadził Maciej Gil. Rozmowa krążyła wokół różnych objawów gorączki kinowej na przestrzeni lat, od początków kina na polskich ziemiach aż po czasy dzisiejsze. Ze zrozumiałych powodów najbardziej inetresowały mnie lata najwcześniejsze. Dość powiedzieć, że sposób w jakim o tych czasach opowiadał Paweł Sitkiewicz, autor książki Gorączka filmowa, zainspirował mnie do jej kupna. Już wcześniejsza pozycja tego autora Małe wielkie kino. Film animowany od narodzin do końca okresu klasycznego uniknęła mielizn akademickiego języka, dzięki czemu czyta się jak bardzo przystępną pozycję popularnonaukową, a jednocześnie w ogóle nieinfantylną. Dyskusję poprzedziła projekcja pierwszego zachowanego filmu fabularnego Pruska kultura z muzyką na żywo duetu 1/2 KRACOUSTIC. Panowie po dyskusji zagrali również do zestawu filmów George’a Meliesa. Nigdy nie sądziłem że lekkie nutty smooth jazzu będą tak dobrze pasować do filmów kina atrakcji. Szczególnie po całym dniu wytężonej uwagi potrzebowałem takiego audiowizualnego relaksu.
Ten intensywny dzień zakończyłem filmem biograficznym o Bolesławie Matuszewskim. Był on pionierem myśli archiwizacji filmowej, który swoim podejściem do kwestii istotności tworzenia archiwów filmowych wyprzedzał swoje pokolenie o dekady. Sam film nie jest żadnym arcydziełem dokumentalnej biografii. Z jednej strony przywodził na myśl trochę produkcje telewizyjne z Wołoszańskim, ale z dużo bardziej okrojonym budżetem. Przyznam się, że oglądanie wymagającego dużego skupienia filmu, byłoby niemożliwe. Dlatego z mojej perspektywy umieszczenie takiego krótkiego (39 minut), poprawnego dokumentu na zamknięcie obchodów było całkiem sprytnym posunięciem.
Te obchody nie byłyby takie same gdyby nie seanse z muzyką na żywo.
Najbardziej przypadło mi do gustu to, co zagrał Jakub Zielina z solowego projetu Hyperion, który zagrał do dwóch komedii Chaplina (A Night in the Show z 1915 i Behind the Screen z 1916). Zielina z ogromną precyzją reagował na to co się działo w tych filmach. A że jest to slapstick, to działo się wiele. Jak mi przyznał już po seansie, takie filmy są najtrudniejsze do grania na żywo, gdyż wymagają od muzyka ogromnego skupienia. Do swoich nut opartych na jam jazzie, wplatał różne dźwięki nawiązujące do kolejnych gagów w filmach.
(W aspekty dźwięku w kinie niemym wprowadził widzów prof. dr hab. Bogusław Skowronek. Chyba nigdy w życiu nie byłem na prelekcji człowieka tak pozytywnego; swoja energią mógłby obdzielić kilku ludzi! Z kolei wybranie akurat tych autotematycznych tytułów to strzał w dziesiątkę).
Podobało mi się również co zaprezentowali stali goście Kina pod Baranami, Maciej Trifonidis & Leszek Hefi Wiśniowski (dwójka z septetu Trifonidis Roots), którzy zagrali do Filmowych obrazów starego Krakowa. Miałem wrażenie, że grają ze sobą od dziecka. Ich porozumienie muzyczne stało na niesamowitym poziomie. Dźwięki uzupełniały się na różne sposoby: czasem jeden z nich grał dźwięki odpowiadające temu co działo się na ekranie, podczas gdy drugi odpowiadał muzyczną impresją. Innym razem odniosłem wrażenie, że te dwie warstwy wchodzą ze sobą w jakiś hipnotyczny, muzyczny dialog. Ich koncert to najlepsze co się wydarzyło temu dość średniemu warsztatowo zestawowi krakowskich kronik miejskich. Widać, że operatorzy filmowi kręcąc te filmy pracowali na słabym jakościowo sprzęcie, który nie pozwalał na sprawną realizację. A jednak tego dnia w Kinie pod Baranami wspomniany duet uratował ten seans od nudy i pokazał jak bardzo odbiór filmu niemego może się zmienić pod wpływem muzyki na żywo.
Tak to wyglądało. Było cudnie. Na samym początku rolki widać rozgorączkowanego, zadowolonego Pana Klatka, tuż po zakończonych obchodach. Zajrzyjcie też do wyróżnionej relacji pod nazwą "Patronat", gdzie zobaczycie materiały, które robiłem bardziej na bieżąco.
Jeżeli miałbym na przyszłość dać komuś wskazówkę jak przeżyć tego typu wydarzenie, nie odpuszczając żadnego z jego punktów, to mam jedną podstawową: weźcie ze sobą coś do jedzenia. Krakowskie kina studyjne rozmieszczone są w takiej dużej odległości od siebie, że przemieszczanie bez samochodu zajęło mi dokładnie tyle czasu ile wynosiła przerwa między kolejnymi punktami obchodów. Wskutek tego cały dzień zjadłem niewiele, biegałem rozgorączkowany filmowo od kina do kina, a na drugi dzień obudziłem się z lekkimi zakwasami i obietnicą złożoną sobie, że kupię wreszcie ten karnet na siłownię.
Obchody 126. Rocznicy pierwszego pokazu na ziemiach polskich były bardziej niż udane. Biorąc pod uwagę, że było to wydarzenie całkowicie darmowe, tym bardziej jestem pod wrażeniem ile kinofilskich atrakcji udało się umieścić w ciągu jednego dnia. Być może rozpoczęcie całości godzinę wcześniej, lub dołączenie mapki do programu opisowego ułatwiłoby dotarcie do kin, jednak są to drobiazgi, które można dopracować przy kolejnych edycjach, a które przy tej skali wydarzenia nie przeszkadzały specjalnie. Gratuluję organizatorom z ekipy Stowarzyszenia Kin Studyjnych takiego wydarzenia i dziękuję za tak wspaniały prezent jaki daliście kinofilom.