“Teraźniejszość staje się ciekawa dopiero jako przeszłość” – wywiad z Kirszenbaum
[24. Festiwal Filmu Niemego]

Kirszenbaum jest jak Wyspiański na mefedronie.

Ożywia postfolkowe zgliszcza, wyznacza im świeże kierunki i wrzuca prosto na loopery, ze słowiańskim przytupem zderzając Toma Waitsa i Junip. Zola krzyczy na klezmerów, Henry Miller tańczy z Muminkami, a efektem jest melancholijna intertekstualna karuzela. Kierkegaard pisał o nich: „To chyba jazz”. Nic bardziej mylnego. W warstwie muzycznej, mocno eklektyczny styl projektu oparty jest na bliskiej współpracy gitar, post-rockowych skrzypiec i nagrywanych na żywo loopów. Wszystko to składa się na współczesną i bardzo specyficzną interpretację słowiańskich, klezmerskich i anglosaskich folków, podlaną dynamicznym, szepcząco-krzyczącym duetem wokalnym.”

Tak piszą sobie Jakub Wiśniewski i Kacper Szpyrka z duetu Kirszenbaum, którzy w tym roku ponownie zagrają na żywo w ramach Festiwalu Filmu Niemego w Krakowie. Zagrają do filmu Mauritza Stillera Skarb rodu Arne (1919). Udało nam się w tym zabieganym festiwalowym czasie porozmawiać o przygotowaniach do koncertu, swojej wrażliwości czy wrażeń po seansie i jak film wypada w porównaniu z książkowym oryginałem. Zapraszam do lektury!

Robert Siwczyk: Zacznę od trochę banalnego pytania, ale nie potrafiłem na niego znaleźć odpowiedzi: czy Kirszenbaum  jest nawiązanie do nazwiska jednego z uczniów z Bauhausu?

Kacper Szpyrka: To nie jest jakaś taka skomplikowana historia. Kirszenbaum to po prostu pseudonim Kuby z czasów studenckich. Dobrze brzmiało. Mieliśmy kilka różnych pomysłów na nazwę i ten dostał najwięcej punktów.

Robert Siwczyk: Wpada w ucho, zdecydowanie. Natomiast alternatywna historia z uczniem Bauhausu, która może wydarzyła się w równoległym świecie, byłaby całkiem zgrabna. Wasze teksty mają posmak surrealizmu, trochę dada. Bawicie się słowem i myślę, że na uczelni Bauhausu doskonale byście się odnaleźli.

Kacper Szpyrka: Następnym razem opowiemy taką wersję. (śmiech)

Skarb rodu Arne (1919), reż. Mauritz Stiller, Kadr pochodzi ze zbiorów © Svenska Filminstitutet Swedish Film Institute

Robert Siwczyk: Już chciałbym się skupić w tym wywiadzie na muzyce do filmów niemych, którą gracie. Byliście już obecni na Festiwalu filmu Niemego w Krakowie. Wtedy graliście do komedii slapstickowych z Chaplinem i Keatonem. Po czterech latach znowu zagracie w ramach FFN, tym razem do skandynawskiego dramatu, Skarb rodu Arne. Kiedy słuchałem was na koncercie w Gliwicach na koncercie w ruinach Teatru Victoria, bardzo szybko stwierdziłem, że Wasza muzyka idealnie by pasowała do takich niemych klasyków jak Pancernik Potiomkin czy do filmów niemieckiego ekspresjonizmu.  Zakres Waszej wrażliwości muzycznej jest bardzo szeroki. Macie jakiś ulubiony gatunek filmowy, do którego lubicie grać?Kacper Szpyrka: Właśnie chyba uderzyłeś w samo sedno, przynajmniej tak mi się wydaje, że ekspresjonizm niemiecki to jest bardzo nasz klimat.Jakub Wiśniewski: Trochę tego ekspresjonizmu weszło w nasze pierwsze kolaże filmowe, więc chyba rzeczywiście coś w tym jest.Robert Siwczyk: Zobaczyłem sobie kilka Waszych kolaży, w trakcie przygotowań do wywiadu. Pierwszym z nich był Lou i uderzyło mnie jak wiele filmów niemych tak zawarliście i zestawiając fragmenty różnych filmów, stworzyliście własny język zahaczający o język surrealizmu i dada. I robicie to w tych kolażach na tyle swobodnie, że zastanawiam się jaką część Waszej twórczości stanowią ilustracje muzyczne do filmów niemych, na żywo czy w formie wideo właśnie.Kacper Szpyrka: Nie powiedziałbym, że granie na żywo do filmów niemych to jest główna nasza działalność, bo w niedzielę zrobimy to dopiero drugi raz.Jakub Wiśniewski: Nie licząc wyświetlania kolaży na koncertach, co też, technicznie rzecz biorąc, jest graniem do filmów niemych, ale poszatkowanych.Kacper Szpyrka: Sensu largo – tak. Na pewno te filmy ukształtowały nasz sposób myślenia o muzyce, którą tworzymy. Odkąd zaczęliśmy robić te klipy, to na niektórych trybikach w naszych mózgach odpowiedzialnych za tworzenie muzyki pojawił się wygrawerowany napis: „kino nieme”.Jakub Wiśniewski: Jakieś sprzężenie zwrotne się zrobiło, bo to zaczęło wpływać na to, co tworzyliśmy później, zrobiła się z tego kreatywna zamknięta pętla. Natomiast to nie jest tak, że my jesteśmy hardkorowymi znawcami i fanami kina niemego albo kina w ogóle. Pociągają nas różne rzeczy i kiedy wydają nam się ciekawe, to w nie idziemy. Czasem zabrniemy w takie rejony jak kino nieme, a że ostatnim razem na Festiwalu Filmu Niemego było bardzo fajnie, to bardzo się ucieszyliśmy, że będziemy mogli zagrać również w tym roku.

Robert Siwczyk: Myślę, że takie świeże spojrzenie na nieme kino, osób z zewnątrz, nie-fanów jest bardzo cenne. Dzięki temu możecie spojrzeć na materiał filmowy jako podstawę do dalszej obróbki, ciekawych zestawień montażowych.
Dobrze kojarzę, że sami montujecie swoje kolaże? Właśnie Lou zmontowałeś Ty Jakubie, prawda?

Kacper Szpyrka: Większość filmów Kuba zrobił, ja zrobiłem chyba trzy.

Jakub Wiśniewski: Teraz sobie pomyślałem, że nasze podejście do tego materiału jest w gruncie rzeczy hip-hopowe. Zabierasz fragment istniejącego dzieła i dajesz mu nowe życie.

Robert Siwczyk: To jest bardzo w duchu myśli found footage, według której zestawiacie ze sobą dwie rzeczy i tworzycie nową jakość.
Opowiedzcie proszę trochę o przygotowaniach do grania do niemych filmów na żywo. Jak bardzo różni się on od przygotowania się do nagrywania płyt studyjnych?

Kacper Szpyrka: Tak to jest osobna kategoria. Oprócz grania do filmu niemego, czytaliśmy performatywnie książki i graliśmy jednocześnie do tego improwizowaną muzykę. Tego typu wydarzenia wpisują się właśnie w ten nieco odmienny nurt naszej twórczości.

Jakub Wiśniewski: Ostatnio przeżyliśmy też brutalne zderzenie   z improwizowaną muzyką instrumentalną podczas trasy w Japonii, gdzie mieliśmy okazję zagrać koncert z panem o nazwisku Keiji Haino (legendą japońskiej muzyki eksperymentalnej i performatywnej, w pełnym znaczeniu tego słowa). Zagraliśmy tam dwugodzinny koncert podzielony na dwie części, w trakcie którego żywioł porwał nas w stu procentach. W nieco podobny sposób podchodzimy grania do filmów niemych.

Kacper Szpyrka: Dzielimy sobie film na segmenty, ale w trakcie tych segmentów różne rzeczy się mogą wydarzyć.

Jakub Wiśniewski: Nie układamy soundtracku, tylko robimy swoje, rzucamy tym w ekran i patrzymy co się stanie.

Robert Siwczyk: W trakcie różnych seansów filmów niemych czy to z nagraną muzyką, czy z muzyką na żywo można czasem usłyszeć wokalizy, na przykład w postaci pojedynczych słów, które przechodzą w melodie, albo po prostu nucenie melodii. Czy myśleliście o tym, że dodawać takie elementy do swoich koncertów?

Kacper Szpyrka: Niczego nie wykluczamy, ale wydaje mi się, że mimo wszystko staramy się znać swoje miejsce w tej układance – mimo wszystko tylko tworzymy podkład muzyczny do przeżywania filmu, więc wydaje mi się, że pewien rodzaj wokalizy mógłby odciągnąć uwagę od tego, co się dzieje na ekranie, a to nie my jesteśmy w centrum. My jesteśmy z boku i gramy muzykę.
Nie chciałbym też, żeby to zabrzmiało, jakbym krytykował takie podejście tworzenia muzyki do filmu na żywo. Wydaje mi się, że np. transowe wokalizy jak najbardziej pasują.

Jakub Wiśniewski: Jest jeszcze jedna istotna kwestia: nie jesteśmy dobrymi wokalistami. Nasze wokale są folkowe, ale nie w znaczeniu europejskim, a amerykańskim: działają jedynie z tekstem. Są tylko najbliższym źródłu sposobem wyrażenia tego tekstu – po prostu akurat tak się zdarza, że ten sam człowiek, który go napisał, musi go wypowiedzieć, bo nikt inny tego za niego nie zrobi. Takie podejście do muzyki jest nieodłącznie związane z literaturą. To nie przypadek, że Dylan dostał Nobla z literatury…

Kacper Szpyrka: A nie na przykład z wokalu (śmiech).

Robert Siwczyk: Kilka razy już wspomniałem o tym jak bardzo kojarzy mi się Wasza warstwa tekstowa czy wizualna w wideoklipach kojarzy mi się z surrealizmem. Bardzo mnie ciekawi czy treść snów jest w jakiejś części podstawą Waszej twórczości?

Jakub Wiśniewski: Dobre pytanie. Nigdy o tym nie myślałem.

Kacper Szpyrka: To jest ciekawe pytanie, ale nie wiem czy do nas. Ja na przykład w ogóle nie pamiętam swoich snów….

Jakub Wiśniewski: …właśnie ja też.

Kacper Szpyrka: …a jeżeli pamiętam, to nie są podstawą do niczego, oprócz przemilczenia

Jakub Wiśniewski: To jest pytanie do jakiegoś dobrego psychoanalityka, który spędziłby z nami dwa lata i podzielił się swoimi wnioskami.

Robert Siwczyk: Pytam, bo wasze teledyski przywołują we mnie skojarzenia z duchem pierwszych filmów surrealistycznych, takich jak Złoty wiek czy Pies andaluzyjski. Właśnie podobny klimat dostrzegłem w chociażby w Się.

Jakub Wiśniewski: To był pomysł Mikołaja Janika, ale mocno zahaczał o to, co wcześniej wykoncypowaliśmy sobie sami. Postacie przypominające bliźniaków syjamskich   były nawiązaniem do okładki naszej EP-ki, autorstwa Zuzanny Wołejko. To swoją drogą może kojarzyć się z Golemem Wegenera, który też wylądował w paru naszych kolażach. No i proszę, rzeczywiście ten ekspresjonizm niemiecki gdzieś tu się przewija.

Robert Siwczyk: Zanim przejdziemy do filmu, do którego zagracie w ramach filmu zamknięcia tegorocznej edycji FFN, powiedzcie mi czy wśród filmów niemych, czy po prostu ogólnie rzecz ujmując starych, które widzieliście macie jakieś ulubione, które bardzo Wam zapadły w pamięć?

Kacper Szpyrka: Nie jest już film niemy, ale wykorzystałem z niego kilka kadrów w Dżinie. Chodzi mi konkretnie o meksykański film z lat ’60 pt. Macario. Jest to historia człowieka, który schodzi do zaświatów, które są wypełnione świeczkami, reprezentującymi życie jednej osoby. Główny bohater znajduje swoją świeczkę i próbuje własnymi siłami podtrzymywać jej płomień. Z ogromną chęcią widziałbym w podkładzie do tego filmu naszą muzykę.

Robert Siwczyk: Jakubie, a Tobie przychodzą do głowy jakieś starsze filmy, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Jakub Wiśniewski: Na pewno duże wrażenie zrobił na mnie Vampyr Dreyera. Potężny film. Podobnie szwedzko-duński Häxan. Bardzo mocna rzecz, która też przeplata się w naszych kolażach.

Robert Siwczyk: Fascynujący film, który nawiasem jest częścią tegorocznego programu FFN.

Häxan (1922), reż. Benjamin Christensen

Jakub Wiśniewski: Z filmów niemych, zdecydowanie najlepiej czuję się w rejonie horroru, pewno ze względu na jakieś tam nie do końca uświadomione prywatne predyspozycje, ale ma to też chyba pewien okrutny sens, bo obcujemy przecież z dziełami ludzi martwych. Zaglądanie w przeszłość zawsze ma coś w sobie ze schodzenia do piwnicy. To współgra dobrze raczej z mroczniejszymi rzeczami.

Kacper Szpyrka: Po prostu teraźniejszość staje się ciekawa dopiero jako przeszłość. (śmiech)

Robert Siwczyk: Jakie wrażenie, jakie mieliście przemyślenia po seansie Skarbu rodu Arne, do którego zagracie w niedzielę?

Kacper Szpyrka: Ja najpierw przeczytałem książkę, potem obejrzałem film.

Jakub Wiśniewski: Zaczęliśmy razem czytać książkę w trasie. W aucie Kacper zapewnia nam rozrywkę jako lektor. Doszliśmy gdzieś do jednej trzeciej, a potem sobie dokończyliśmy osobno. To było moje pierwsze spotkanie z Selmą Lagerlöf.

Kacper Szpyrka: Ja miałem takie spostrzeżenie, że film dużo bardziej psychologizował elementy nadnaturalne. W książce autorka bardzo sugeruje, że te wydarzenia się dzieją naprawdę. Bohaterowie rozmawiają z duchami, obcują intensywnie z tą strefą nadnaturalną, która przenika stale naszą ziemską rzeczywistość. Bardzo dużo sytuacji opisanych w książce jest spowodowanych przez ingerencję tych duchów, które mają istotny wpływ na podejmowane przez bohaterów decyzje. Z kolei ich filmowe odpowiedniki podejmują te decyzje sami w oparciu o jakieś swoje przeżycia. Na przykład, kiedy głównemu złoczyńcy, Archiemu wydaje się, że włosy dziewczyny, którą zabił przeplatają mu się przez palce i jest to ukazane jako omam wzrokowy. Tak jakby tam siedział jakiś psycholog i mówił: Hola Hola, ja to zaraz wytłumaczę. To wcale nie tak, że to jakieś nadnaturalne siły tam ingerują.

Jakub Wiśniewski: Ja z kolei miałem wrażenie, że książka, zwłaszcza od połowy, robi się bardzo teatralna, czy nawet szekspirowska. Fabularnie to jest klasyczna historia, z mocno zaznaczonym morałem. Jako czytelnika współczesnego, trochę mnie to kłuje. Z drugiej strony, można ją potraktować jak baśń, trochę jak Balladynę. Z kolei motyw przybranej siostry głównej bohaterki kojarzy mi się z duchem Banka, z motywami makbetowskich wiedźm i tak dalej. Ci bohaterowie są w pewnym sensie sługusami jakiegoś fatum, które gdzieś krąży, a oni sami mają do podjęcia właściwie tylko jedną decyzję. Koniec końców to nawet nie oni ją podejmują, ponieważ bardzo widać, że jest ona narzucona przez autorkę. Realizmu psychologicznego tam nie widzę.
Były momenty w tej książce, gdzie miałem wrażenie, że autorka stara się, żebym polubił głównego bohatera, ale przez formę jaką obrała zupełnie jej się to nie udało. Chyba prędzej kupiłbym tę historię jako sztukę niż powieść. Film podchodzi jednak do niej inaczej, może w tym przypadku to nawet właściwsze medium?

Robert Siwczyk: To, o czym mówicie na temat filmu bardzo kojarzy mi się z Drem Caligarim, który powstał na rok po premierze Skarbu rodu Arne, który uznaje się za pierwszy film ekspresjonizmu niemieckiego. Był też jakąś próbą zgłębienia ludzkiego umysłu. To były też czasy Freuda i pierwsze kroki psychoanalizy, więc zwrot o którym mówicie jest też produktem swoich czasów.
Przechodząc powoli do końca naszej rozmowy, powiedzcie mi co planujecie na Wasz koncert w Kinie pod Baranami? Czego jako widzowie i słuchacze możemy się spodziewać?

Kacper Szpyrka: Ja nie powiem. (śmiech)

Jakub Wiśniewski: Sami do końca nie wiemy. Natomiast na pewno pojawi się dodatkowe instrumentarium.

Kacper Szpyrka: Instrumentarium, które pojawia się czasem na naszych albumach, a w trakcie grania muzyki do filmu będziemy mieli wystarczająco dużo czasu, żeby przerzucić się z jednego instrumentu na drugi

Jakub Wiśniewski: …a w trakcie zwykłego koncertu nie mamy na to szans, bo jest nas tylko dwóch. Ciężar utrzymania uwagi odbiorcy jest podzielony między nas i film, więc możemy sobie pozwolić na więcej. Na przykład odłożyć na chwilę gitarę i wziąć coś innego, albo wsłuchać się na chwilę w tło, które nagrałem i nacieszyć się nim.

Robert Siwczyk: Czy to będą te same instrumenty, które są na koncertach?

Kacper Szpyrka: Tak plus coś dodatkowego, czego nie będziemy zdradzać.

Jakub Wiśniewski: Jeżeli organizatorzy ustawią nam fortepian w sali kinowej, to z chęcią skorzystamy.

Kacper Szpyrka: Niech nie ustawiają perkusji, bo Kuba jest uzależniony od grania na perkusji.

Robert Siwczyk: Dobrze pianino – tak. Perkusja – nie. Przekażę.

Kacper Szpyrka: Okej, możesz to dla mnie zrobić? Kiedy Kuba zaczyna grać na perce, cały świat przestaje istnieć. Wszyscy już się rozejdą, a Kuba tam jeszcze trzy dni będzie łoił w te gary.

Robert Siwczyk: Ogarnę temat.
Powiedzcie jeszcze gdzie można w najbliższym czasie was usłyszeć i zobaczyć?

Kacper Szpyrka: W styczniu szykuje się Kraków, ale jeszcze tego nie możemy potwierdzić.

Jakub Wiśniewski: Później za to na pewno szykuje się trasa ogólnopolska. Z dwoma innymi, bardzo ciekawymi składami.

Kacper Szpyrka: Też duetami, czyli szykuje się trasa trzech duetów…

Jakub Wiśniewski: …ale żeby było ciekawie, to nie powiemy jeszcze z kim. Natomiast wydarzy się to w kwietniu. Wcześniej będziemy mieli trochę pracy innego typu, bo w styczniu wchodzimy do studia, żeby nagrać nowy album. W najbliższym czasie to zdecydowanie nasz priorytet.

Robert Siwczyk: Jeśli mogę dorzuć na koniec coś od siebie, to moim małym marzeniem, po koncercie w Gliwicach, na którym byłem obecny, jest to, żebyście kiedyś nagrali muzykę do jakiegoś odrestaurowanego filmu przeznaczonego na nośniki fizyczne. Tego Wam życzę jako wielbiciel kina niemego i Wasz fan.

Jakub Wiśniewski: Nie mamy pojęcia jak się takie rzeczy załatwia, ale czekamy na propozycje.  Właściwie to słowa „Czekamy na propozycje” stanowiłyby idealny nagłówek dla każdego wywiadu Kirszenbaum.

Kacper Szpyrka: Jak się to załatwia? – Kirszenbaum. (śmiech)

Robert Siwczyk: Idealny!
Trzymam kciuki za koncert za pełną salę. Z tego co wiem, to wszystkie bilety są już wyprzedane. Nie mogę się doczekać niedzieli i seansu zamknięcia.
Skarb rodu Arne z muzyką na żywo duetu Kirszenbaum. Niedziela, 10 grudnia, godzina 20.45 w Kinie pod Baranami
Do zobaczenia, dzięki wielkie za wywiad i Wasz czas.

Kirszenbaum: Do zobaczenia! Dzięki wielkie. Hej