120. rocznica urodzin Izaaka Dunajewskiego

 

120. rocznica urodzin Izaaka Dunajewskiego

O flircie filmowej burleski z sowiecką Rosją pisał np. Owen Hatherley w swojej książce „The Chaplin Machine: Slapstick, Fordism and the International Communist Avant-Garde".

W Kwartalniku Filmowym recenzował ją dr Strożek Przemysław. Tekst ten czytałem tak dawno temu, że zupełnie o nim zapomniałem. Kiedy więc przeczytałem niedawno o rosyjskich komediach farsowych poczułem, że muszę przyjrzeć się im bliżej. Dzisiaj zobaczyłem fragmenty „Świat się śmieje" Grigoriya Aleksandrova z 1934 i prawie zapiałem z zachwytu. Jeśli początek jest w miarę spokojny, tak im bliżej końca tym większe szaleństwo i slapstickowy rozpierdziel. Już napisy początkowe zapowiadają się ciekawie:

„Chaplin. Harold Lloyd. Buster Keaton... NIE występują w tym filmie. W filmie występują..."

Cóż za cudowny trolling XD

Muzykę do tego filmu skomponował Izaak Dunajewski. Dzisiaj mija 120. rocznica jego urodzin. Z tej okazji kilka faktów z życia jednego z największych kompozytorów w historii muzyki rosyjskiej muzyki, oraz o samym filmie:

  •  Izaak urodził się w rodzinie o tradycjach muzycznych: matka grała na pianinie, dziadek komponował żydowskie hymny dla miejscowej synagogi, z kolei pięcioro z siedmiorga rodzeństwa Izaaka też zostało muzykami.
  • W wieku 10 lat nauczył się grać na pianinie.
  • Ukończył dwa kursy z prawa na prośbę ojca, który nie był w stanie wyuczyć go zawodu.
  • Od 18-go roku życia Dunajewski pisał muzykę do sztuk teatralnych.
  • Jest jednym z ojców radzieckiej operetki
  • Dunajewski był jednym z pierwszych radzieckich kompozytorów zafascynowanych jazzem i używających go do komponowania muzyki filmowej; nazywany jest często twórcą stylu radzieckiego w jazzie.- Jego relacja z aparatem władzy była, delikatnie mówiąc, oziębła. Często był krytykowany w swojej ojczyźnie za zbytnie odejście od "linii partyjnej". Skomponował „Pieśń Stalina", która miała na celu zachwyt nad personą "przywódcy narodów". Podobno sam zainteresowany po jej przesłuchaniu miał powiedzieć: „Towarzysz Dunajewski wykorzystał cały swój wspaniały talent, aby nie zaśpiewać w tej piosence o towarzyszu Stalinie”. W 1947 roku zakazano mu udziału w weneckim festiwalu .
  • Utwór „Serce", który znalazł się w „Świat się śmieje" jest jednym z najczęściej wykonywanych utworów w rytmie tanga argentyńskiego, który nie jest śpiewany w języku hiszpańskim; autorem muzyki jest oczywiście Dunajewski
  • Dzięki swojej obecności na Festiwalu w Wenecji „Świat się śmieje" był ogromnym sukcesem komercyjnym i krytyczno-filmowym nie tylko w ZSRR, ale i na świecie. Krytycy pisali, że "radzieccy twórcy wprowadzili całkowicie nowy typ humoru", za którym "nie stoi tragedia, tylko elektryzująca siła, witalność i wolność zwycięskiej klasy robotniczej".
  • Na koniec moja osobista wisienka na torcie: Dunajewski jest autorem muzyki do ekranizacji „Dzieci kapitana Granta" Verne'a, którą przeczytałem za dzieciaka (11 lat chyba miałem) w kilka wakacyjnych dni. Pamiętam, że będąc gdzieś w połowie książki, uznałem że czas się ruszyć z podłogi i wyrzucić ogryzek jabłka, który jadłem w trakcie czytania. Okazało się, że byłem tak zaaferowany fabułą, że go zjadłem. Niby nic wielkiego, ale nie znoszę twardych łupin ogryzka. W dodatku hodowałem w sobie długo lęk, że jak zjem pestkę jakiegoś owocu to mi z tyłka zacznie wyrastać drzewo. Po tym wydarzeniu przez kilka dni walczyłem z moją bujną wyobraźnią. Z raz lepszym, z raz gorszym skutkiem. A film możecie zobaczyć (z angielskimi napisami) tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=_-d4dO9zGrg.

Wspomniana książka dostępna jest na Amazonie: https://www.amazon.com/Chaplin-Machine-Slapstick-International-Avant-Garde/dp/0745336019

Z kolei „Świat się śmieje" (poza granicami ZSRR wyświetlany jako „Moskwa się śmieje") jest dostępny na YouTube w wersji z napisami angielskimi:

oraz... z Tomaszem Knapikiem ( <3 ) w roli lektora!

 


Zabawa na niedzielny wieczór - znajdź wszystkie Niny!

Zabawa na niedzielny wieczór - znajdź wszystkie Niny!

 

Amerykańskie znaczki wydane w roku 1991. Autorem rysunków jest, zmarły w 2003 roku Al Hirschfield, jeden z najsłynniejszych karykaturzystów w historii.

W 1943 roku wziął ślub ze znaną aktorką Dolly Haas. Dwa lata później urodziła się Nina. Hirschfield od tamtego czasu zaczął ukrywał jej imię w swoich grafikach publikowanych w New York Timesie. Z czasem szukanie tego imienia stało się prawie sportem dla czytelników NYT. Do tego stopnia, że kiedy autor chciał porzucić ten pomysł, gazeta dostawała taką ilość listów, że rysownik stwierdził iż łatwiej będzie powrócić do zabawy w ukrywanie imienia córki, niż odpowiedzenie na każdy z listów. Był zły, że ta drobna sztuczka przesłania jego sztukę. W swojej antologii „World of Hirschfield" z 1966 roku zamieścił rysunek zatytułowany „Zemsta Niny", w którym można było znaleźć imiona rodziców samej Niny: Al i Dolly (szukajcie w komentarzu).

W porównaniu z innymi Ninami te tutaj są wyjątkowo łatwe do znalezienia. Być może to też część zemsty: może Hirschfield chciał odebrać przyjemność z szukania?

W 1991 zarząd United States Postal Service zlecił Hirchfeldowi narysowanie karykatur amerykańskich komików i komiczek. Głównie były to gwiazdy kina niemego, ale znalazło się też miejsce dla Abotta i Costello czy Jackiego Benny'ego.

Niezmiernie mi się podobają te karykatury. W dodatku dowiedziałem się o kilku komikach, o których nie miałem pojęcia jak Jack Benny czy Edgar Bergen.

Spędziłem kilkanaście minut na wpatrywaniu się w znaczki (co ja robię ze swoim życiem?). Udało mi się odnaleźć prawie wszystkie NINY. A Wam? 

A tu na dokładkę łapcie dokument o artyście. Bardzo przyjemny, w dostatecznym stopniu laurkowy: The Line King. The Al Hirschfeld Story.


Little Rascals - slapstick w wydaniu dziecięcym

Little Rascals - slapstick w wydaniu dziecięcym

Dla wielu dzieciaków dzisiejszy dzień był pierwszym dniem w szkole.

Z tej okazji chciałbym Wam przypomnieć o serialu, o którym kiedyś już na Klatkach pisałem. Mianowicie o „Our gang" znany również pod tytułem „Little Rascals".

W 1922 roku Hal Roach ze swojej wytwórni wypuścił pierwszy film pt. „Our gang". Zapoczątkował on serię krótkich metraży, które przetrwały przełom dźwiękowy, a później przekształciły się w serial telewizyjny. Powstało również kilka pełnometrażowych filmów inspirowanych LR (kojarzycie „Klan urwisów" z '94?).

Serial wyróżniał się nie tylko tym, że w głównej roli obsadzono dzieci. To pierwsza produkcja filmowa, w której kolor skóry bohaterów kompletnie nie miał znaczenia dla fabuły. Jak wspominał po latach Ernest Morrison (grał w latach '22-'24 afroamerykańskiego chłopca o imieniu Sammy Sunshine <3): "Jeśli chodziło o rasę, Hal Roach nie rozrózniał kolorów". Każdy z bohaterów pochodził z nizin społecznych i obśmiewanie bogatszej klasy było jednym z głównych tematów komizmu serii. Co więcej McGowan, który reżyserował większość filmów z serii do '33 roku, pozwalał aktorom dziecięcym na improwizacje i z rzadka ich partie dialogowe trzymały się skryptu (a pisał je m.in. Frank Capra).

Żadne słowa nie opiszą jak wielką miłością darzę tę serię. Pamiętam odcinek (już z ery dźwiękowej), w którym Alfalfa, który miał wiecznie "niedokładnie" ulizane brylantyną włosy, zjadł z jakiegoś powodu kawałek mydła. Żeby pozbyć się tego smaku wypił na raz cały dzbanek wody z kwiatków. Wywołany chwilę później w szkole do odpowiedzi nie był w stanie wydobyć z siebie dźwięku, gdyż ilekroć otwierał buzię wypuszczał z niej mydlaną bańkę.

Odcinek, który tutaj zamieszczam jest jednym z pierwszych nakręconych jeszcze w erze kina niemego. Ale zachęcam gorąco do zapoznania się z chociaż kilkoma dźwiękowymi.

„Małe dranie" na pewno jeszcze tu wrócą


„Oszustki" (2019) - slapstick w służbie feminizmowi

„Oszustki" (2019) - slapstick w służbie feminizmowi

"Panie Klatek, no weź pan coś zapodaj z nowości, co nie, bo ino nieme filmy i nieme."
Tak zapewne brzmiałyby początki listów, gdybyście takowe do mnie pisali.

[To jest recenzja, a więc może zawierać spojlery]

A byłem se w kinie wczoraj. A co. Moja ukochana żona wybrała tym razem film i jestem jej niezwykle wdzięczny. Ona zawsze wie, co fajnego i dobrego wyświetlają na srebrnym ekranie. Ufam jej i już nigdy nie będę kwestionował jej decyzji w tym zakresie. [zaufaj korektorce, to dostaniesz potem takie prezenty]

Także byłem na filmie w kinie i nie były to znowu Avędżersi. Nawet w zapowiadanej wersji rozszerzonej (jeśli wejdzie u nas do kin, to oleję chyba temat). Byłem na OSZUSTKACH (2019) Chrisa Addisona, który zadebiutował w roli reżysera filmowego.
Przez pierwsze kilkanaście minut żałowałem, że nie poszedłem jednak na „Rocketmana", który był wyświetlany w tym samym czasie w innej sali. Humor "genitalny" długo szuka tutaj swojego miejsca i odpowiedniego natężenia. Po tym przyciężkawym wstępie poczułem, że to jednak film idealny dla mnie.
Historia rywalizujących ze sobą oszustek to teatr dwóch aktorek, za którymi nigdy jakoś specjalnie nie przepadałem: Anne Hathaway i Rebel Wilson. Jednak muszę się tutaj wznieść ponad własne resentymenty i stwierdzam, że chemia między nimi jest niezwykła.
Film stoi slapstickiem. W różnym w stylu. Takim a'la Three Stooges: fizykalnym, opartym na bolesnych, co bardziej wymyślnych, uderzeniach w różne partie ciała*. Sporo też typowych dla filmowej burleski, rewelacyjnie rozegranych i przemyślanych przebieranek (jeden z przykładów widoczny w załączonym kadrze), wchodzenia w różne role. Amatorzy gagów słownych oraz kąśliwych dialogowych popisów również znajdą tu coś dla siebie. „Oszustki"remakiem „Parszywych drani" z 1988 roku, do którego scenariusz napisał Dale Launer i który prawdopodobnie współpracował przy przeróbkach z debiutantką (!), Jac Schaeffer. Ich scenariusz ma odpowiedni, żwawy rytm, z lekkimi momentami zadyszki, chwilami zawieszenia niewiary i kompletnym poślizgiem w finale.
W „Parszywych draniach" gwiazdami byli Michael Caine i Steve Martin. „Oszustki" są kolejnym filmem z silnie feministycznym wydźwiękiem. Niedawno mieliśmy w kinach nieudaną kontynuację „Ocean's 8", a teraz „kobiecą wersję" filmu sprzed lat, którego producentką jest m.in. Rebel Wilson. Uwielbiam, kiedy patriarchat wyciera sobie ten głupi ryj o gorący asfalt. Film Addisona nie jest jednak aż tak brutalny, chociaż długo nie uświadczymy na ekranie mężczyzny nie będącego śliniącym się, bogatym, starzejącym się oblechem, z kompleksem Piotrusia Pana. Panowie, którzy wybierają się na ten film, proszeni są o „dystans".
Kobiety rządzą światem złodziei, nawet jeśli mężczyzna jest złodziejem, to wiedzę przekazuje mu kobieta. Główne bohaterki wpasowują się do patriarchalnego systemu, stając się jego plastycznymi (raz seksownymi, innym razem zagubionymi) trybikami. Wiadomo: to się musi zemścić.
A mści się niestety w sposób, który zgrzyta mi piachem między zębami. Okazuje się, że system działa dalej, bez szwanku, bo wystarczy... dopasować się jeszcze bardziej. Czyli niby feminizm, ale trzeba znowu uznać wyższość faceta. Bardzo bezpiecznie, a mogło być tak dobrze.
„Oszustki", to mimo wad, idealny film na weekend. Rzadko płaczę ze śmiechu na filmach, a tutaj miałem kilka momentów, że nie byłem w stanie przez łzy przeczytać napisów. Takie to dobre! Znak jakości: łzy śmiechu Pana Klatka

*co warte zaznaczenia, Rebel Wilson przejęła tutaj typowo "męski" gag, czyli cios w krocze. Rzadka rzecz w kinie 

PS Ten film wygląda jak spin-off przygód Catwoman z ostatniego Batmana Nolana :o


„A Florida enchantment" (1914), reż. Jacques Feyder

„A Florida enchantment" (1914), reż. Jacques Feyder

Skoro czerwiec i #lgbtpride to lecim z takimi motywami w kinie niemym.

Na początku chciałbym zaznaczyć, że prób ukazania tęczowości w filmach przed przełomem dźwiękowym nie brakowało. Natomiast zawsze było to obarczone niemałym skandalem i najczęściej kończyło się finansowym fiaskiem.

Chciałbym polecić Wam film, który w sieci jest często opisywany jako „pierwszy lesbijski film w historii". Czy tak jest w istocie? Dzisiaj, kiedy język, którym operujemy mówiąc o widzialności osób nieheteronormatywnych kształtuje się na nowo, filmy takie jak „A Florida enchantment" (1914), nabierają zupełnie nowych kontekstów.

Film jest adaptacją opowiadania z 1891 roku i sztuki z 1896 roku o tych samych tytułach. To semifantastyczna historia Lilian Travers (Edith Storney), która w przededniu zamążpójścia zażywa specjalne ziarno, które zamienia ją stopniowo w mężczyznę. Zanim to nastąpi mamy sporo kobiecych pocałunków w usta, co pewnie tłumaczy tę internetową szufladkę.

[Czy spojlery dotyczą również filmów sprzed ponad stu lat? Bo tutaj za chwilę padnie jeden :P]
To, co nadaje temu filmowy tego szczególnego wydźwięku, to finał, w którym niedoszły mąż (Sidney Drew, również reżyser), również zażywa wspomniane ziarno... .

Z perspektywy czasu widać jak na dłoni prosty humor oparty na seksizmie (po zażyciu magicznego ziarna kobiety przed przemianą zaczynają obłapywać uciekające przed nimi, inne kobiety, którego niczego nie wzięły) czy rasizm (mnóstwo tu blackfaces, co może być trochę niekomfortowe w trakcie oglądania). Mimo tych wad film dziś robi wrażenie swoją postępowością i naturalnością, którą współcześni widzowie nie byli w stanie przeboleć. Jego premiera była sporym skandalem, który jednak szybko przycichł ze względu na piekło Wielkiej Wojny.

Interpretacja tego filmu sprawia mi nie lada problem. Na angielskiej Wikipedii widnieje:

"(...)the film has also been considered to have the first documented appearance of bisexual characters in an American motion picture"

- z referencją do artykułu z 15 września 2012 roku, gdzie znajdziemy potwierdzenie tych słów. Moim zdaniem jest to błędne założenie. Jeżeli ten film jest próbą czyjejś reprezentacji to prędzej osób transpłciowych, a nie biseksualnych. Główny bohater zażywa rzeczone ziarno, właśnie po to, żeby stać się kobietą i zostać partnerką Lawrenca, który niedawno był jeszcze Lilian. W dodatku finalnie wszystko okazuje się snem głównej bohaterki i wszystko wraca do swojego punktu startowego. Czyli normą w świecie przedstawionym jest związek kobiety i mężczyzny i tylko on może dać głównym bohaterom szczęście.

A Wy co myślicie?


„Profesor Bosco" (1919), reż. Charles Chaplin

„Profesor Bosco" (1919), reż. Charles Chaplin

Tydzień temu minęła 130. rocznica urodzin Charlesa Spencera Chaplina. Długo zastanawiałem się o czym napisać tutaj z tej okazji, żeby w efekcie nie streszczać notki z Wikipedii.

Pomyślałem, że warto napisać o jednym z najbardziej tajemniczych filmów aktora/reżysera, czyli o „Profesor Bosco" z 1919 roku.

7-minutowa scenka to prawdopodobnie jedyny zachowany fragment tego filmu. Był jednym z punktów spornych w negocjacjach we wrześniu 1922 roku między Chaplinem, którego reprezentował jego brat Sydney a Harrym Schwalbe, sekretarzem i skarbnikiem wytwórni First National. Głównym filmem, którego dotyczyły owe rozmowy, był czteroaktowy (czyt. "około godzinny") „Pielgrzym" (który miał ostatecznie premierę w 1923 roku). Włodarze wytwórni nie chcieli się zgodzić na podział wpływów z dystrybucji „Pielgrzyma" . Jako dodatek, który miał przekonać tandem Charles&Sydney, chcieli „dorzucić" „Profesora Bosco" właśnie. W pewnym momencie zrobiło się tak gorąco, że Chaplin rozpoczął rozmowy o prawa do dystrybucji „Pielgrzyma" z konkurencyjną wytwórnią United Artist, zostawiając First National z prawami do krótszego o połowę „Profesora...". Ostatecznie prawa do „Pielgrzyma" nabyli ci pierwsi, a o krótkiej formie wszyscy zapomnieli.

Listy, które wymieniali między sobą bracia oraz wzmianka o prywatnym pokazie w roku 1939 są jedynymi dowodami na istnienie tajemniczej „dwuaktówki". Jak pisze Dave Robinson w biografii Chaplina:

"Żaden film Chaplina pod tym tytułem nie był nigdy pokazywany ani rozpowszechniany, ani też w szczegółowych dziennych raportach studia Chaplina nie ma wzmianki o jego produkcji".

Robinson pisze o możliwości, że „Profesor Bosco" był wielkim blefem, którym miał przekonać pracodawców Schwalbego do przystania na niewygodne dla nich warunki kontraktu. Spekuluje się też, że mógł to być film zmontowany z odrzutów filmów wyprodukowanych zarówno dla First National jak i dla poprzedniej wytwórni, dla której Chaplin kręcił - Mutual.

Co możemy wywnioskować z tej 7-minutowej scenki? Pierwsze co rzuca się w oczy to charakteryzacja, która mocno postarza Chaplina. Co ciekawe, wychodzenie poza standardowe trampowskie emploi nie było niczym nowym w karierze aktora, mimo że nie robił tego za często. Jego metamorfozy ograniczały się do przebierania postaci Trampa za postaci kobiece („Panna Charlie", 1920), czy po prostu graniu postaci kobiecych („Pani Charlie", 1914). Takie zmiany były zawsze czymś ryzykownym w tamtym czasach. Zaszufladkowanie, czyli coś przed czym współcześni aktorzy starają się uciekać, w czasach kina niemego było wymagane. Z tego powodu takie eksperymenty jak „Profesor Bosco" czy kobiece metamorfozy filmowe Chaplina zdarzały się sporadycznie. Czy postać tytułowego profesora, właściciela cyrku z pchłami, mogła zdobyć wtedy uznanie publiczności? Dziś możemy jedynie zgadywać. Coraz większą popularnością cieszyły się pełne metraże, krótkie formy powoli traciły na znaczeniu. Z drugiej strony, Chaplin który bardzo nie lubił nie wykorzystywać swoich gagów w filmach, z powodzeniem użył pomysłu z cyrkiem pcheł trzydzieści lat później w „Światłach rampy".

Fragment, o którym mowa został odnaleziony w archiwum Chaplina przez Kevina Brownlowa i Davida Gilla, którzy przygotowywali dokument „Chaplin nieznany".
Notka na marginesie: cyrk pcheł to tak doskonały pomysł na zastosowanie tradycyjnej pantomimy, że aż dziw, że tak rzadko był wykorzystywany w komediach slapstickowych.

„Film" (1964), reż. Samuell Beckett

„Film" (1964), reż. Samuell Beckett

„Film" wpisuje się w renesans poetyki slapsticku oraz samych aktorów w latach 50. i 60.

Zaczęło się umownie od artykułu Jamesa Agee’go z '49 roku w LIFE, zatytułowanego „Największa epoka komedii” z Benem Turpinem na okładce (KLIK). Najlepsze filmy w swoim dorobku zrobił w tym okresie Jacques Tati. W roku premiery „Do utraty tchu" Godarda (1960) miał premierę również nowofalowy przedstawiciel filmowej burleski, „Zazie w metrze" Louisa Malle’go. Jerry Lewis, jeden z największych komików epoki kina dźwiękowego w USA, rozpoczynając solową karierę „Boy'em hotelowym", stał się jednym z największych spadkobierców zarówno niemego, jak i dźwiękowego slapsticku. Z kolei w '68 roku miała premierę absolutnie szalona komedia „Skidoo" z Groucho Marxem w roli Boga. Bracia Marx stworzyli zaś fundamenty dźwiękowej komedii w USA, doskonale wykorzystując siłę dźwięku w kinie oraz dorobek klasycznych Wielkich Komików epoki kina niemego, takich jak Max Linder czy Charlie Chaplin.

„Film" z Busterem Keatonem — którego „kamiennej twarzy” kamera bardzo długo nie pokazuje — jest o tyle ciekawym przykładem, że daleko mu do komedii. Surrealna narracja 17-minutowego filmu przywodzi na myśl wczesne krótkometrażowe dokonania Davida Lyncha. W moim odczuciu „Film" jest przede wszystkim próbą przeniesienia na ekran lęku przed ciągłą obserwacją. Dochodzi do tego niechęć do mody na utrwalanie wspomnień na trwałych nośnikach takich jak fotografie.

To bardzo ciekawa pozycja w dorobku Keatona: jego sława w tamtym czasie dawno już bowiem przebrzmiała (komik grał jedynie epizodyczne role w filmach oraz w reklamach), co w kontekście tego filmu jest znamienne. W końcu jego głównym bohaterem jest człowiek, który jak duch przemierza miasto unikając kontaktu z jakimikolwiek istotami. Fotografie traktuje jak znienawidzone totemy przeszłości, przynoszącej niegdyś radość, a teraz nic ponad cierpienie. Owo połączenie — obserwacji społecznych z refleksją na temat fotografii, a przez to samego kina — czyni „Film" swoistym komentarzem do samego życia Bustera, który rok później odejdzie z tego świata niedoceniony.

Korekta: Patrycja Mucha


„Little Rascals: Teacher's Pet" (1930), reż. R. F. McGowan

„Little Rascals: Teacher's Pet" (1930), reż. R. F. McGowan 

„Our gang" , znany też później pod tytułem „Little Raascalls" to jeden z moich ulubionych seriali w dziećmi na pierwszym planie. Wyprodukowany przez wytwórnię Hala Roacha, wypełniony jest po brzegi przeuroczym slapstickiem i skrzy się równie uroczymi dialogami (scenariusze do odcinków pisał m.in. Frank Capra).

Bardzo istotnym elementem tej serii są postacie nauczycieli. Jedną z popularniejszych była panna June Crabtree (June Marlowe). Pierwszy raz pojawia się w odcinku pt. „Pet's teacher". Zatrudnia się na miejsce nauczycielki, którą dzieciaki wprost uwielbiały (nigdy jej w serialu nie pokazano). Wkupiając się w łaski najmłodszych za pomocą ogromnej porcji lodów z łatwością przeskakuje wysoko postawioną poprzeczkę przez poprzedniczkę. Postać grana przez Marlowe była zawsze blisko swoich podopiecznych. Ze względu na niskie zarobki mieszkała w mieszkaniu rodziców jednego z uczniów. Była empatyczną, maksymalnie zaangażowaną w problemy swoich wychowanków nauczycielką.

Przez moje życie przewinęła się ogromna ilość nauczycieli. Spora większość z nich to pasjonaci, którzy oddali swoje serce swojej profesji. Z perspektywy czasu dopiero widzę z czym musieli się borykać. Ten zawód trawi niewyobrażalna ilość problemów. Nie będę się nawet podejmował ich punktowania. W tym celu polecam obserwowanie Leszek Legut na Facebooku. Chciałem tylko napisać, że każdemu obserwującemu mnie nauczycielowi ślę ogromne wyrazy wsparcia. Mam nadzieję, że z tej walki o godne warunki zatrudnienia wyjdziecie z tarczą

Protest z Wykrzyknikiem


„Winky causes a smallpox panic" (1914), reż. Cecil Birch

„Winky causes a smallpox panic" (1914), reż. Cecil Birch

Temu weekendowi patronuje huncwot Winky, czyli postać grana w latach 1913-15 przez jednego z najpopularniejszych komików brytyjskich w tamtym czasie, Reginalda Switza.

Jego wygłupy przypominają różne akcje współczesnych pranksterów, z tą różnicą, że krótkie metraże w których grał Switz były oczywiście reżyserowane.

Na przykład w „Winky causes a smallpox panic" z 1914 roku straszy ludzi w przebraniu niedźwiedzia. Na końcu trafia do baru, skąd w popłochu uciekają na jego widok klienci zostawiając swoje kufle z piwem. Bardzo szybko opróżnia dwa z nich.

Polecam zerknąć też do notki o twórcy serii i samym Switz w zakładce "Context" pod miejscem, gdzie powinien wyświetlić się film (u niektórych może nie działać przez geoblokadę): WINKY CAUSES A SMALL-POX PANIC

Film idealny na weekend prawda? Jakie szaleństwa planujecie na te dwa dni? Włączycie sobie na komputerze odtwarzanie losowe na Spotify? Tylko pamiętajcie bez patologii! Spokojnego weekendowania wszystkim 


„Bout-de-Zan et l'embusqué" (1916), reż. L. Feuillade

„Bout-de-Zan et l'embusqué" (1916), reż. L. Feuillade

Tytułowy bohater powyższego filmu Bout-de-Zan był głównym bohaterem jednej z pierwszych serii filmowych w historii kinematografii.

Wyreżyserowana została przez Louisa Feuillade'a, jednego z największych twórców kina niemego w kinematografii francuskiej. Postać Bout-de-Zan grał René Poyen, nieprzerwanie przez cztery lata od premiery pierwszego filmu z serii, czyli od 1912 roku. Stał się jedną z pierwszych dziecięcych gwiazd w historii kinematografii. Wystąpił w sześćdziesięciu dwóch filmach wyreżyserowanych przez Feuilladego. Większość z nich to seria o psotnym chłopcu Bout-de-Zan.

Bardzo urocze to filmy. Większość filmów z serii, które znajdziecie na YouTube zawiera sporo burleskowego humoru. Trudno znaleźć do nich angielskie napisy (ten film, to jeden z wyjątków), ale jak to bywa z takim humorem jest uniwersalny, więc nie powinno Wam to odebrać przyjemności z oglądania.

Zarówno dorobek reżysera Feuillade'a jak i Poyen będą jeszcze wracać na łamy Klatek  Tymczasem dziękuję za przekroczenie szczęśliwej siódemki z przodu przy liczbie lajków  dobrej nocy Robaczki