„Filmy nieme mają w sobie cząstkę psychodelii, której szukam również w muzyce.” Rozmowa z Łukaszem Maszczyńskim

Pierwotnie ten wywiady miały ukazać się w Reflektor. Rozświetlamy Kulturę niestety RIP [*], ale takie soczyste teksty nie czekają zbyt długo na publikację. 16mm przyjęło go do siebie i wszyscy są szczęśliwi.

Wywiad z Łukaszem Universo Maszczyńskim, DJ’em i producentem muzycznym zrobiłem parę lat na Bytom Film Festival, przed filmem Halka w reżyserii Meglickiego z 1930 roku. Sam film jest koszmarnie nudny, ale to co robił Łukasz z muzyką to był jakiś obłęd. Ten koncert zapamiętam na długo. Był technicznie niesamowicie trudny (zmiana muzyki co paręnaście sekund w zależności od przestrzeni, gdzie odbywała się akcja filmu), jak również fantastyczny dźwiękowo (psychodelia wjechała wtedy na niezłym kwasie). Polecam uwadze tego pana

Zapraszam do lektury!

Ja: Często bierzesz udział w takich projektach, gdzie grasz muzykę na żywo do filmów niemych, jak np. rok temu na Bytom Film Festiwal?
Łukasz Maszczyński: Niezbyt często, ale kilka razy miałem już okazję w Krakowie zagrać muzykę na żywo podczas Festiwalu Filmu Niemego.

Ja: Jakie to były filmy?
Ł.M: Pierwszym filmem był polski „Mocny Człowiek”, drugi to „Alicja w Krainie Czarów” z 1915 roku a trzeci film to francuski “Droga do Ernoa” z 1921 roku.

Ja: Kto wybiera filmy: Ty czy organizator festiwalu?
Ł.M: Organizator. Dostaję wcześniej film i wybieram do niego muzykę. I te występy to występy stuprocentowo didżejskie, czyli gram sety z płyt winylowych dostosowując utwory do poszczególnych scen.

Ja: W jakim stopniu Twoje występy są improwizowane, a ile z Twoich działań podporządkowane jest ścisłemu planowi? Jak się przygotowujesz do takich wydarzeń?
Ł.M: Z improwizacją w trakcie takich seansów jest taki problem, że muszę mieć czas na wyciągnięcie płyty winylowej, więc nie jestem w stanie zareagować dźwiękiem w ciągu ułamka sekundy. Żeby muzyka dobrze współgrała z obrazem to jednak muszę się do tego wcześniej przygotować. Jako że gram z płyt winylowych, w trakcie takiego seta, muszę taką płytę wyciągać, położyć na gramofonie, opuścić ramię z igłą, a następnie sprawdzić na słuchawce moment od którego chcę ją puścić. Nie ma takiej możliwości żebym mógł zareagować na obraz w taki sposób jak na przykład grając jakiś dźwięk na klawiszu lub innym instrumencie. Dlatego muzycy mają większe pole do popisu jeśli chodzi o improwizację. Często jednak na drobne improwizacje sobie pozwalam. Czasami są takie momenty kiedy miksuję ze sobą dwa utwory i patrząc na obraz mogę fragmentami tych utworów w pewien sposób manipulować np. używając jakichś efektów na mikserze – ograniczają mnie tutaj tylko możliwości sprzętu z którego gram. Natomiast utwory które gram, wybieram wcześniej i dopasowuję do każdej ze scen w filmie.

Ja: W Internecie można wyczytać, że jesteś kojarzony głownie z nutami ambientowymi. Czy taką muzykę również dobierasz podczas seansów na żywo?
Ł.M: Głównie tak. Choć staram się nie ograniczać do jednego gatunku, to jednak w mojej opinii ambient czy szeroko pojęta muzyka eksperymentalna w tej dziedzinie zdaje egzamin. W zależności od tego jaki jest to film i jakie są w nim sceny, staram się coś z mojej kolekcji do tego dopasować.

Ja: Czy podczas pierwszych występów na Święcie Kina Niemego odczuwałeś stres w związku z nowym wyzwaniem?
Ł.M: Kiedy dostałem pierwsze zaproszenie do zagrania na żywo na Festiwal Filmu Niemego w Krakowie od jakiegoś czasu grzebałem w muzyce eksperymentalnej i psychodelicznej, więc wydawało mi się to odpowiednim wyzwaniem biorąc pod uwagę moje obece zainteresowania muzyczne. Natomiast sam występ na pewno w jakimś stopniu stresujący był. Trochę jak z jazdą samochodem. Kiedy wsiada się pierwszy raz za kierownice stres jest nieunikniony i tak samo było z pierwszym występem na żywo do filmu. Była to dla mnie zupełnie nowa forma grania seta, gdzie nie chodzi o zgrywanie utworów w opcji “bit do bitu” tylko dokładne dopasowanie utworów i pojawiających się w nich dźwięków do każdej ze scen.

Ja: Jak Ty, jako muzyk odczuwasz kino nieme? Oglądając takie filmy zastanawiasz się jakich dźwięków byś do nich użył?
Ł.M: Nie znam kina niemego zbyt dobrze, ale te filmy które widziałem mają w sobie jakąś cząstkę psychodelii i wydaje mi się, że to czego ja szukam obecnie w muzyce doskonale pasuje do tych filmów.

Ja: Czy byłbyś w stanie zagrać takie psychodeliczne dźwięki, na przykład do jakiegoś filmu Chaplina? Taki zabieg zmieniłby znacznie wydźwięk filmu. Czy uważasz, że muzyka jest w stanie wpłynąć na odbiór filmu i zmienić jego przekaz?
Ł.M: Muzyka do takich filmów niekoniecznie musi być infantylna i myślę, że dałbym radę coś takiego zrobić. Co do drugiego pytania, jak najbardziej. Myślę, że czegoś takiego udało mi się dokonać w Krakowie przy okazji seansu „Alicji w Kranie Czarów”. Sięgnąłem wtedy po dość dziwne płyty, których nigdy nie zagrałbym w innych warunkach, a wtedy doskonale dopasowały się do niektórych scen, i w mojej opinii nadały temu filmowi zupełnie nowej jakości. Pamiętam, że bardzo ładnie to wtedy „siadło”.

Ja: Uważam, że to co robisz i to co robią w ogóle ludzie, którzy zajmują się graniem muzyki na żywo do filmów wykonują bardzo ważna pracę. W końcu ich autorska i niepowtarzalna ścieżka dźwiękowa może znacząco wpływać na odbiór filmu o czym przed chwilą wspomnieliśmy. Czy odczuwasz wagę takich przedsięwzięć? A może wiążesz z tą działalnością swoją karierę zawodową?
Ł.M: To jest dobre pytanie, ponieważ od dłuższego czasu mam w sobie ogromną chęć, żeby produkować muzykę do filmów. Tylko nie jestem niestety typem osoby która szukałaby tego typu opcji, nie wiem też za bardzo do których drzwi pukać. Natomiast gdyby ktoś się do mnie zgłosił i złożył mi taką ofertę, bez wahania bym ją przyjął.

Ja: Jakie są Twoje muzyczne inspiracje?
Ł.M: Nie lubię mówić o swoich inspiracjach, ponieważ swoją muzyczną historię postrzegam jako podróż, i tych inspiracji przez ostatnie kilkanaście lat zgromadziło się bardzo dużo. Nie potrafię skupić się na jednym konkretnym brzmieniu, lubię różnorodność i eklektyzm.

Ja: Często grasz muzykę eksperymentalną?
Ł.M: I tak, i nie. Na co dzień w klubach gram muzykę taneczną, z wyraźnym, zazwyczaj prostym bitem, choć z drugiej strony często jest ona na swój sposób eksperymentalna i psychodeliczna. Czasami zdarzają mi się eventy niedzielne, na które ludzie przychodzą się wyciszyć, i posłuchać np. ambientu. Na marginesie dodam, że w Off Radio Kraków prowadzę audycję “Rotacje”, której formuła jest taka że gram głównie elektronikę eksperymentalną nieprzeznaczoną do klubów.

Ja: Można tych audycji posłuchać w formie podcastów?
Ł.M: Niestety nie. Póki co można posłuchać na żywo, w każdy poniedziałek o 22.