„Santa Claus”(1898), reż. George Albert Smith
Trudno znaleźć slapstickowy film niemy, którego głównym tematem byłyby święta Bożego Narodzenia. Natomiast im bliżej Wigilii tym częściej piszecie w listach: “Panie Klatek! Kiedy Święty Mikołaj pierwszy raz pojawił się na ekranie?”
Już spieszę z odpowiedzią.
Otóż Święty Mikołaj pojawił się pierwszy raz w filmie z 1898 roku pod tytułem „Santa Claus”, a jakże. Film jest niesamowicie nowatorski jak na tamte czasy. Brytyjski reżyser George Albert Smith (o którym za chwilę) wykorzystał tutaj podwójną ekspozycję, w momencie kiedy jednocześnie widać dziecięce łóżko oraz wydzieloną, okrągłą część ekranu, w której widać Mikołaja z prezentami, idącego po dachu. współcześnie po prostu dzieli się ekran w postprodukcji. Na przełomie wieków, we wczesnych filmach taki zabieg wymagał niebywałych umiejętności. Wersji tego jak to zostało wykonane, wg badaczy kina są dwie: albo sklejono ze sobą dwa negatywy w trakcie montażu, albo wykonano drugą ekspozycję po przewinięciu taśmy. Jeśli ktoś skojarzył takie zabawy z innym pionierem kina, Georgesem Mélièsem to bardzo słusznie. Otóż Smith konsultował się z ojcem kina sci-fi w sprawie efektów specjalnych. Jego wpływ na twórczość brytyjskiego reżysera jest bardzo widoczny, m.in. w „Santa Claus” właśnie.
Nie byłbym sobą, gdybym nie wpisał nazwiska reżysera do wyszukiwarki i nie zaczął szukać o nim informacji. Ależ to był gagatek (lub jak kto woli dzban). Otóż Smith oprócz tego, że był jednym z najważniejszych pionierów kina w historii filmu, był również hipnotyzerem. Występował na scenie Edmundem Gurneyem, – też kolorowa postać, swoja drogą – który pod wpływem sfałszowanych badań, (prawdopodobnie przez samego Smitha, dzięki którym budował swoją reputację jednego z najsłynniejszych hipnotyzerów) miał umrzeć w wyniku przedawkowania narkotyków.
Smith był też jednym z pierwszych filmowców, który kręcili kolorowe filmy. Opatentował Kinemacolor, skomplikowany system naprzemiennego filtrowania negatywów przez płaty kolorowej żelatyny. System nie odniósł sukcesu ze względu na koszty, które generował. Natomiast po drodze zdarzyła się kolejna „ciekawa” historia, która też kładzie się cieniem na karierze Smitha. Otóż w międzyczasie William Friese-Greene też wymyślił sposób na produkcje filmów w kolorze. Smith przewidując prawdopodobnie, że wynalazek może zakończyć jego karierę, wraz Charlesem Urbanem, który odpowiadał za dystrybucję Kinemacoloru w ich wspólnej firmie, podali Friesa-Greena do sądu za naruszenie ich patentu. Sąd oddalił ich zarzut, ze względu na to, że Biocolor został opatentowany wcześniej.
W „Santa Claus”, matką dwójki dzieci jest Laura Bayley, która była prawdopodobnie pierwszą filmowczynią w historii kina. Oraz żoną Smitha – w tej kolejności (swoją drogą te dzieci w filmie to Harry i Dorothy, które były prawdziwymi dziećmi Laury i George’a). Ale jej postać pozostawię na osobnego posta.
Tymczasem wesołych i radosnych świąt wszystkim! Mokrego jajka, wesołego karpika! I pamiętajcie: torty się je a nie wzorem Chaplina, rozsmarowuje innym na ich buziach
[…] Była żoną. Żoną swojego męża, który na jej nieszczęście był jednym z największych pionierów kina w historii. I tak ją też do niedawna pamiętano, jako „żona pana Smitha”. Swoją drogą, rzeczony pan Smith, był niezłym gagatkiem (jestem zbyt delikatny), ale nie o nim jest ten post, więc odeślę do jednego z moich około świątecznych tekstów, o tu: Santa Claus. […]