Kamp na poważnie – recenzja filmu „Red Sparrow” (2018)

kobieta w balowej sukni stoi na schodach„Sowiecki wróbel” siedzi we mnie ten film jak upierdliwy kamień w porządnie zasznurowanym, zimowym bucie.

Koncept już na papierze wygląda tak, jakby wygrzebano dawno zapomniany projekt z czasów Reagana. Irons gra rosyjskiego złola, który wypowiada swoje kwestie (a jakże!) po angielsku, z tym charakterystycznym, twardym „R”. Czy my zatrzymaliśmy się w latach 80? Kto dzisiaj tak pisze scenariusze? Ano ten sam człowiek który napisał skrypt do „Jeźdźca znikąd”. Teraz naprawdę ze strachem czekam na „Bohemian Rhapsody”, które będzie miało u nas premierę pod koniec roku. Skoro nie można było zatrudnić rosyjskojęzycznych aktorów, to czemu tylko część kwestii wypowiadanych jest po rosyjsku a reszta po angielsku, z rosyjskim akcentem? Naprawdę uwielbiam oglądać Ironsa w filmach, ale jego ostatni bohaterowie są nudni i niewiele znaczący. „Batman v Superman”, „Zwyczajna dziewczyna”, „Assassin’s creed”… . Czekam na film z jego udziałem, na miarę „Ukrytych pragnień”. Nie idź Pan tą drogą, panie Irons. Nie jest to warte Pana talentu.

Pomysł wyjściowy jest najbardziej bezkompromisowym dzieckiem patriarchatu, jaki można sobie wyobrazić. Główna bohaterka jest już u podstaw trochę zwichrowana. To zawistna bitch, która dla kariery sprzedałaby pewnie własnego kota (aż dziw, że takowego w filmie nie posiadała). Wstępuje w szeregi elitarnej jednostki szpiegów zwanych tak jak w tytule Jaskółkami, którego głównym zadaniem jest uwieść wroga za wszelką cenę i wyciągnąć z niego ważne dla wywiadu informacje. Gdyby przetłumaczyć dosłownie tytuł filmu z języka angielskiego, brzmiałby CZERWONY WRÓBEL, ale dystrybutor w Polsce poszedł w ślady wydawcy książki i nazwał film tak samo, jak wersję papierową w naszym kraju. Wbrew całej zawierusze wokół tytułu, całkiem przytomnie, bo właśnie głównie kobiety widzimy pracujące jako szpieżki. Szpiedzy służą tutaj tylko do pokazania swojego wróbla (hehe, macie ochłap równouprawnienia). Co kobieta ma do zaoferowania? Jeszcze mniej niż postać Charlize Theron z Atomic Blonde (który to film i tak był przeciętny). Jest uwodzicielska, seksowna, trochę sprytna, ale inteligentna? Po co, skoro ma całą resztę? Tak to działa oczami twórców „Red sparrow”. Świat szpiegów testosteronem stoi, więc seksapil to jedyna karta jaką może kobieta w tym rozdaniu gra. Niby główna bohaterka działa na własnych zasadach: jej ciało, jej warunki. Tylko tak naprawdę, to taki cyniczny feminizm na patriarchalnych fundamentach. Brakuje tu jakiejkolwiek przeciwwagi dla kampowych konstruktów postaci. Wszystko jest ultrapoważne, ale to taka powaga jak na zjeździe rodzinnym: ktoś rzuci żenującym żartem, reszta musi tego słuchać.

Równie „subtelna” jest propaganda. Szkalowanie Rosji przez Amerykanów przybiera tutaj absurdalne formy. Stoi sobie rosyjski niedźwiedź okrakiem między obskurnymi wnętrzami podmiejskich hotelików a barokowym przepychem, należących do włodarzy rosyjskiego wywiadu. Wyobraźcie sobie, że ten durny rosyjski wywiad mimo tego bogactwa przechowuje tajne dane na dyskietkach! Amerykanie, co prawda nie wszyscy są nieskazitelni (trafi się czasem zdrajczynia), ale przy Rosjanach to ludzie do rany przyłóż.

Jeszcze, gdyby „Czerwoną jaskółkę” podano chociażby ze szczyptą ironii. Ale twórcy wyszli z założenia, że jest im w ogóle niepotrzebna. Ba! odniosłem wrażenie, że to historia zapiera się każdym wątkiem, każdą, kadrem, literą scenariusza, żeby jej nie wprowadzić do siebie. Chociaż ta cały czas wraca i się doprasza: „Przecież masz u siebie aktora, który wygląda jak Putin. Charlotte Rampling, grającą heterę, której spojrzenie wysyła każdego na Kamczatkę. Masz tam nawet, aktora, który ma na nazwisko CAMP! Jestem tam potrzebna! Halo! Słyszysz filmie? HALOOOOOO”.
Fabuła „Czerwonej jaskółki”, parafrazując jednego z największych seksistów polskiego kina, Pasikowskiego: „to jednak zła i głupia kobieta jest”.

PS Konia z rzędem temu, kto mi powie w jakich czasach dzieje się film. Może to świat równoległy? Może jakieś kontinuum z wymieszanymi artefaktami z różnych epok?

„Czerwona jaskółka”, reż. Francis Lawrence (2018), ocena: 4/10