„Les Quatre cents farces du diable” (1902), reż. Georges Méliès
Trzy szóstki wskoczyły do licznika polubień na Facebooku. To doskonała okazja, żeby Georges Méliès w końcu pojawił się na tym profilu. “Dlaczegóż to akurat teraz, Panie Klatek? W ogóle SHAME ON YOU. Tyle miesięcy i żadnego słówka o mistrzu”. Kajam się.
Otóż Méliès nakręcił kilkanaście filmów z diabłem, Mefistofelesem, lub Szatanem w tytule, obsadzając siebie (a jakże) w tytułowych rolach.. Większość z nich to typowa zabawa w kino, montażem filmowym, taka popisówka byłego iluzjonisty scenicznego (przez jakiś czas pełnił nawet funkcję prezesa stowarzyszenia magików). Ale za to jaka! Z filmów Mistrza wypływa czysta radość z zabawy materią filmową, ale i miłość do jej eksploracji.
Z tych kilkunastu filmów wybrałem najdłuższy, czyli „Les Quatre cents farces du diable” („Czterysta żartów diabła“) z 1902 roku. Oglądany dzisiaj film, którego taśmy malowane były ręcznie przez francuskiego reżysera, wygląda jak coś czym mógłby inspirować się przy tworzeniu swoich charakterystycznych kolaży Terry Gilliam. A może faktycznie tak było? Musiałbym w wolnej chwili zerknąć do autobiografii Gilliama. Podobieństwo estetyczne jest uderzające.
Ilość twistów na każdą minutę filmu wynosi niecały jeden, co daje około piętnaście zwrotów akcji na cały film
Tymczasem dziękuję Wam, że czytacie, oglądacie, klikacie lajeczki, serduszka, “wow” i inne buniowe ekwiwalenty emocji, które w Was wzbudzają Klatkowe wpisy Ale wiecie jak jest – nie trzeba utrzymywać tej diabelskiej liczby zbyt długo Nie obrażę się jak sobie powoli, tuptusiami (po tylu zjedzonych pączusiach) doczłapiemy kiedyśtam do pełnego tysiączka <marzymisię>