„Frankenstein” (1910), reż. James Searle Dawley

15 listopada 2018 roku, The Library of Congress wydało nową, odrestaurowaną wersję „Frankenstein”.

Dzisiaj mija 142 rocznica urodzin Jamesa Searle’a Dawley’a, reżysera pierwszej filmowej adaptacji książki Marry Shelley „Frankenstein”.

Searle, był uczniem Edwina Portera, jednego z największych pionierów filmowych w historii (pisałem o nim tutaj: „The night before Christmas”). Ostatecznie preferował metody kręcenia zgoła odmienne od swojego mistrza. Porter lubował się opowiadaniem historii za pomocą języka filmu, głównie przez cięcia montażowe oraz zbliżenia. Searle wolał natomiast kamerowanie statycznymi, długimi ujęciami, redukując cięcia do minimum. Nadawało to jego filmom klimat przedstawień teatralnych.
Edison, dla którego studia „Frankenstein” był kręcony, stworzył specjalną grupę cenzorską, która miała eliminować z treści powstających u niego filmów elementy mogące zbytnio szokować ówczesną publiczność. Jednak filmowi Searle’a wcale to nie pomogło w recepcji u widowni a przez to w kinowym sukcesie. Pomimo ciepłego przyjęcia przez krytykę filmową, dla publiczności tajemniczy mistycyzm, którym jest przesiąknięty film stał się bardzo problematyczny i błyskawicznie o nim zapomniano.
Dopiero po latach możemy docenić ten film. Poza wspomnianym mistycyzmem (potwór Frenkesteina, jako odbicie skrytych pragnień doktora, potwór jako postać tragiczna) zachwyciło mnie w jak fantastyczny sposób Searle poszerzył przestrzeń kadrową, ustawiając wielkie lustro w takim miejscu, żeby kamera z operatorem nie byli w nim widoczni. Następnie to samo lustro w finale służy bardzo pomysłowemu efektowi specjalnemu, który doprecyzował symboliczny wydźwięk filmu.