4. Bytom Film Festival – wywiad z organizatorami
Bytom Film Festival dobiegł końca. Mimo przeciwności losu organizatorzy stanęli na wysokości zadania i sprawili, że tegoroczna edycja zapadnie w pamięci gościom Festiwalu jako wartościowe filmowe spotkanie. O misji, którą chcą spełnić swoją inicjatywą, opowiadają koordynatorka do spraw artystycznych Katarzyna Panas oraz koordynator do spraw produkcji Michał Tyszkiewicz.
Pan Klatek: Co skłoniło was do skupienia się w trakcie Festiwalu na formie popularyzowania sztuki filmowej poprzez krytykę filmową?
Katarzyna Panas: W trakcie rocznej przerwy między pierwszą a drugą edycją zastanawialiśmy się nad tym, jaką tożsamość może przybrać nasze wydarzenie, co wyróżni je na polskiej mapie festiwali filmowych. Sami obracamy się w środowisku ludzi, którzy żyją kinem – duchowo i zawodowo; zajmują się pracą, o której zwykle się nie mówi, a wiedza przeciętnego widza zatrzymuje się na nazwisku reżysera. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby stworzyć wydarzenie, które koncentruje się właśnie na nich: dziennikarzach, krytykach, ale także dystrybutorach, plakacistach czy kiniarzach. Akcentowanie tego kursu rozpoczęliśmy od organizacji konkursów popularyzatorskich na najlepszych internetowych recenzentów i blogerów. Chcemy tym samym oddać hołd wszystkim piszącym o kinie (amatorom i profesjonalistom), za to, że starają się edukować, jednocześnie propagując w sieci dialog o kinie. W tym roku mija trzeci nabór konkursowy w kategorii popularyzatorskiej i muszę przyznać, że jakość nadesłanych prac jest zdecydowanie lepsza. Uważam, że dzięki (między innymi) aktywności na tym polu kultura filmowa naszego społeczeństwa wzrasta, tak samo jak nawyk chodzenia do kina, czy korzystania z legalnych źródeł podczas oglądania filmów. Z zaciekawieniem obserwujemy kategorię wideorecenzji. Jeszcze rok temu musieliśmy odwołać ten konkurs, bo przyszły tylko dwa zgłoszenia, lecz podczas tej edycji przyszło ich kilkanaście. Widać, że autorzy mają już odwagę sięgnąć po to medium, jednak wciąż się go uczą, eksperymentują z różnymi skutkami. Z jednej strony forma audiowizualna wymaga dużej kreatywności, aby udźwignąć swoją wielowymiarowość obrazu i dźwięku, a z drugiej strony również dużej dyscypliny, by przekaz “nie rozpadł się” w trakcie realizacji.
Michał Tyszkiewicz: W przyszłości zależałoby mi np. na konkursie plakatów czy klubów filmowych. Marzy mi się, żeby BFF stał się spotkaniem blogerów, twórców portali streamingowych, itd. Na razie są to tylko strzępy pomysłów. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
Pan Klatek: Czy na co dzień też zajmujecie się czymś związanym z filmem?
Kasia: Troje z naszej ośmioosobowej ekipy studiuje kierunki filmoznawcze i produkcję filmową w Krakowie, Łodzi i Katowicach. Reszta zawodowo jest na innej orbicie, ale jakoś naturalnie grupą dopasowaliśmy się w strukturę organizacyjną festiwalu. Mamy informatyków-cudotwórców, którzy przebranżowili się na specjalistów od kopii filmowych (Jarek, kochamy Cię) i festiwalowej strony (Wojtek), Madzię – doradcę filozoficznego, polonistę Michała, wiedzącego, jak rozmawiać i pisać z prasą oraz Sabinę i Dominika, czyli speców od marketingu. Mieliśmy jeszcze filmoznawcę Rafała, który na ten rok uciekł do Stanów.
Michał: Super rzecz podczas tej edycji festiwalu to duża ilość praktykantów z produkcji filmowej z Katowic. Bardzo to przyspiesza naszą pracę, ponieważ możemy się szybko porozumieć, będąc niejako w tym samym środowisku. Jednocześnie chciałbym docenić wolontariuszy, którzy przyszli do nas z bezinteresowną chęcią pomocy.
Pan Klatek: Wróćmy do źródeł. Jaka jest historia festiwalu? Co okazało się inspiracją? Jak trudne były początki? No i co stało się po pierwszej edycji? Z czego wynikła roczna przerwa między pierwszą a drugą edycją?
Kasia: Pomysł wielokrotnie ewoluował. Jednocześnie urodziła się w nas naturalna potrzeba zbadania tego, co jest związane z filmem w naszym otoczeniu, czyli w Bytomiu. Cierpieliśmy na niedosyt filmowych wydarzeń i seansów w mieście. Pierwsza edycja była poświęcona tylko lokalnym twórcom (Mieczysławowi Szemalikowskiemu, Leszkowi Staroniowi, Andrzejowi Klamtowi), pokazywaliśmy wtedy filmy kręcone w Bytomiu (“Autobus odjeżdża 6.20”). Udało nam się zaprosić Lecha Majewskiego z prapremierą „Onirici – Psiego Pola”! Oprócz tego wystartowaliśmy z konkursem krótkich metraży – była to intryga, mająca zwabić młodych filmowców do Bytomia, rozkochać ich w mieście oraz zachęcić do pozostania w mieście i realizowania tutaj filmów.
Michał miał wówczas 17 lat, zajmował się naszymi sponsorami. Musiał ich prosić, żeby nie dzwonili o niektórych porach, bo np. był na lekcjach matematyki. Organizacja festiwalu już wtedy była przyjemnością – wciąż spotykamy się z ogromną serdecznością lokalnych władz, partnerów, instytucji.
Jeśli chodzi o roczną przerwę, to wynikała ona z trudnego dla nas okresu. Ja zaczęłam studiować jednocześnie zarządzanie kulturą i filmoznawstwo, Michał przygotowywał się do matury, odeszła od nas Ola, która także była trzonem wydarzenia. Rok przerwy dobrze nam zrobił, bo zaczęliśmy szerzej myśleć o Festiwalu i wróciliśmy z nową formułą.
Michał: Przede wszystkim brakowało nam rąk do pracy, bo na początku robiliśmy festiwal tylko w piątkę. A teraz każdy ma umiejętności, które są nierozłącznym elementem struktury logistycznej festiwalu. Dlatego ciągle zastanawiam się, jakim cudem pierwsza edycja wypaliła w tak wąskim gronie.
Pan Klatek: a edycja też to najszczęśliwszych nie należy. Problemem małych festiwali zawsze będą pieniądze. Nie inaczej jest w tym roku. Na konferencji powiedzieliście, że obcięto wam dotacje z Ministerstwa, co zmusiło was do zorganizowania internetowej zbiórki, aby dopiąć galę zamknięcia festiwalu w formie, jaka wam się wymarzyła. Jak to rzutuje na organizację pracy i ewentualną przyszłość wydarzenia?
Kasia: Najbardziej zaskoczył nas brak finansowania ze strony województwa i PISF-u, bowiem ich programy mają wspierać inicjatywy ważne dla regionu, a taką niewątpliwie jesteśmy. Nasza bytomska tożsamość z pierwszej edycji rozszerzyła się na śląską, której filmową esencją jest oczywiście Kazimierz Kutz, którego retrospektywę mieliśmy w tegorocznym programie. Oprócz tego charakter popularyzatorski dotyczy również dydaktycznego wymiaru Festiwalu – chcemy zachęcać do zapoznawania się z klasykami kina, przygotowujemy prelekcje przed seansami, warsztaty. Staramy się nie tworzyć zamkniętej bańki awangardowych tytułów. Nie mamy także bariery finansowej – wszystkie nasze wydarzenia są bezpłatne. Żeby móc realizować te cele, potrzebujemy wsparcia z zewnątrz. Wierzymy, że jesteśmy ważni zarówno dla mieszkańców Bytomia czy Śląska, jak i dla kinomanów, co pokazuje rosnąca z roku na rok frekwencja. Co prawda w tym roku poradziliśmy sobie z tym brakiem, jednak kosztem dużego stresu i wielu nieprzespanych nocy. Chcieliśmy jednak, aby było jeszcze lepiej, stąd pomysł organizacji zrzutki.
Michał: Moim zdaniem to nie jest kwestia bezduszności instytucji filmowych w Polsce (składaliśmy jeszcze wnioski do Ministerstwa Dziedzictwa Narodowego, Narodowego Centrum Kultury). Może to wynika z trudnego roku dla wydarzeń kulturalnych w kraju (np. pierwszy w historii brak dofinansowania Kina na Granicy)? Może podaliśmy do wniosków niewystarczającą ilość informacji, może jesteśmy za mało rozpoznawalni? Trudno mi powiedzieć z czego to wynika, ale myślę, że prawda leży pośrodku.
Pan Klatek: Jakie są wasze plany i marzenia związane z BFF? Ciągle będziecie rozwijać kierunek popularyzatorski? Jakieś nowe sekcje w planach?
Kasia: Na pewno będziemy rozwijać kierunek popularyzatorski. Moim wielkim marzeniem jest stworzenie okazji do spotykania się organizatorów festiwali filmowych, wymiany know-how, integracji środowiska, szkoleń. Potrzeba organizacji takiej inicjatywy była nawet poruszana na Konferencji Festiwali Filmowych w Polsce w listopadzie zeszłego roku. Chcemy także od przyszłego roku ruszyć z konkursem na najlepszy plakat filmowy (profesjonalny i amatorski). Ogólnie temat plakatów filmowych jest bardzo inspirujący, szczególnie, że jak to w internecie mówią – Polską Szkołę Plakatu zastąpiła Polska Szkoda Plakatu… Dialog na ten temat jest kontrowersyjny i potrzebny.
Michał: Dla mnie najważniejsze jest to, żeby spotkać się za rok w tym samym miejscu przy okazji następnej edycji; żeby zaktywizować jeszcze większą ilość praktykantów i wolontariuszy. Mam nadzieję, że uda się zorganizować wystawę w Kronice. Przede wszystkim marzy mi się jednak ten sam trzon organizacyjny festiwalu.