Uczyłem się siebie oglądając Tonię (2022) – recenzja

Ciągle nie przepracowałem premierowego seansu Tonia. Kiedy po skończonym filmie, ze wszystkich trzech (pełnych) sal w Atlantic Kino, widzowie wyszli do foyer i przed kino, nie wiedziałem co ze sobą począć. Krążyłem niczym zabłąkany satelita, rozdygotany w środku, niosący w sobie odpowiedź na pytanie, na które długo nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi.

Moja przygoda z kinem Marcin Bortkiewicz zaczęła się od podcastu Powtórka z Munka Maćka Kędziory, który zaprosił mnie do rozmowy o Zezowatym szczęściu. Przygotowując się do odcinka chciałem poszukać we współczesnym polskim kinie scen slapstickowych co mnie zaprowadziło do Nocy Walpurgi. Zachwyciłem się tą munkowską z ducha tragifarsą i odnalazłem w Marcinie duchowego spadkobiercę wrażliwości reżysera Eroiki. To mnie zaprowadziło do pierwszego z wielu seansów Toni i przepadłem ponownie. Poczułem, że wreszcie znalazł się autor, który nadaje slapstickowi osobisty charakter. Uświadomiłem sobie coś jeszcze. Odczułem ogromną empatię z tytułową bohaterką. Tonia stara się swoje potrzeby stawiać w centrum i o nie walczyć. Zobaczyłem rozciągnięte na pełny metraż bolesne rozstanie Brzdąca z Trampem, ale w wersji, gdzie to Brzdąc walczy o utrzymanie istniejącego porządku. Bezpieczeństwo emocjonalne Toni jest ignorowane przez Tatkę-wdowca z chorobą alkoholową i sfrustrowaną całą sytuacją babcię. Każdy z nich żyje w świecie chwiejnych rytuałów. Kiedy na horyzoncie pojawia się perspektywa względnej stabilizacji finansowej, która poskutkuje długotrwałą rozłąką z ojcem, Tonia robi wszystko by go zatrzymać, łącznie z podtrzymywaniem jego nałogu. Tonia, jak sama mówi o sobie, jest główną bohaterką swojego filmu. „Żyje” w swojej głowie tak intensywnie, że rozpad tej kreacji jawi jej się jako rozkład świata w ogóle.

Materiały z planu udestępnione dzięki uprzejmości reżysera.

Slapstick ma u Marcina Bortkiewicza charakter nostalgiczny, ale jest w nim cały ogrom bólu i bezsilności wobec braku możliwości stanowienia o sobie, braku pozytywnych wzorców przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Takie rzadko spotykane u nas, długo oczekiwane przeze mnie, podejście do filmowej farsy stało się impulsem do zaproponowania reżyserowi patronatu medialnego nad Tonią. Z każdym kolejnym seansem, a było ich kilka, coraz silniej czułem, że jest tam głębiej coś jeszcze. Coś czego nie poczułem, zapewne dlatego, że Tonia błyskawicznie stała się dla mnie filmem tak dalece osobistym, że potrzebowałem czasu, rozpoczęcia własnej terapii, oraz kilku seansów tego filmu, by dopuścić do siebie czym jeszcze Tonia jest dla mnie. Poczułem to dopiero na premierowym seansie kinowym.

W moim ulubionym fragmencie filmu Tatko z Tonią próbują prawidłowo wymówić nazwy różnych emocji, w ramach zastępstwa za nieodbyte zajęcia logopedyczne dziewczyny. Każde z nich wymawia je źle, chociaż jest przekonane, że tak nie jest. Babcia, Tatko i Tonia – trzy pokolenia własnych wad nie tylko wymowy, ale także tych emocjonalnych. Złość, miłość, radość, nienawiść – kotłują się chaotycznie i w wysokiej temperaturze, by wreszcie wybuchnąć z ogromną siłą. W finale pozostawiona samej sobie Tonia musi poskładać swój świat na nowo.


Mój wywiad z Marcinem Bortkiewiczem, gdzie rozmawiamy m.in. o jego dzieciństwie kiedy oglądał komedie Chaplina oraz o fascynacji kinem Andrzeja Munka.

Chaplin w swoich filmach czynił skomplikowane problemy prostymi. Jest w nich nie tylko moc drzemiąca w eskapizmie. Wlewają w człowieka wiarę w ludzką sprawczość i zaradność. Autor Toni zderza ten optymizm z rzeczywistością nawarstwionych i niewypowiedzianych uraz. Bortkiewiczowska farsa nie pozwala na rozkoszną ucieczkę od trosk dnia codziennego. Dla mnie ten film jest jak terapia – z każdym kolejnym spotkaniem, odkrywam w sobie kolejne warstwy czegoś nieznanego. Tym razem było to dostrzeżenie jak bardzo za młodu potrzebowałem odpowiedniego nazywania emocji i zarządzania nimi. Kolejne seanse Toni, podobnie jak na terapii przytulam swoje wewnętrzne, długo niezaopiekowane dziecko i za to doświadczenie dziękuję. Teraz czas by dać ujście zablokowanym w trakcie premiery emocjom.

Materiały z planu udestępnione dzięki uprzejmości reżysera.